Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Euro 2012
EURO z Krakowa Jerzego Cierpiatki (15): Pokerzysta Pirlo nabrał wszystkich. Poza sobą2012-06-25 14:35:00

Jeden z niezaprzeczalnych uroków EURO stanowi sprawiedliwość zapadłych rozstrzygnięć. W trakcie rywalizacji grupowej ewentualnie mogła sobie krzywdować Ukraina, ale też nie powinna zapominać, że fatalna decyzja sędziego bramkowego w meczu z Anglią była poprzedzona puszczeniem przez liniowego ewidentnego ofsajdu. Ponadto chłopcy Błochina nie mieli wcześniej nic do gadania w boju z Francuzami. Co istotniejsze, w czterech meczach ćwierćfinałowych nie było już żadnych wątpliwości. Portugalii, Niemcom, Hiszpanii i wczoraj Włochom nikt nie dał awansów za frajer. Wygrywali lepsi, choć w sporcie nie zawsze ma to miejsce.


Linia między sukcesem i porażką bywa cienka. Odnosi się to do drużyny i poszczególnych piłkarzy. Montolivo rozegrał przeciwko Anglikom popisową partię. Zwłaszcza do pauzy, gdy w kierunku kolegów rzucał świetne podania. Kiedy jednak Italia egzekwowała drugiego karnego w wojnie toczonej na nerwy, akurat Montolivo nie wytrzymał presji. Przestrzelił, i to wyraźnie. Syn włoskiego ojca i niemieckiej matki (stąd perfekt w kwestii „Sprechen Sie Deutsch”), znalazłby się po drugiej stronie cienia, gdyby nie Pirlo. Ten, w jakże przełomowym momencie psychologicznym, zdobył się na absolutne mistrzostwo. Zaryzykował do spodu, postawił całą pulę w pokerze, którego przegranie przypuszczalnie zamieniłoby włoskie marzenie w koszmar.


Do tej pory wydawało się, że nic nie przebije magicznej sztuczki Panenki z dramatycznego finału Czechosłowacja - RFN w 1976. Pirlo, rozbierając sprawę na czynniki pierwsze, poszedł bodaj jeszcze dalej. Z miną pokerzysty nabrał Harta na zasygnalizowanie fałszywego kierunku strzału. Mało, Andrea do ostatniego ułamka sekundy czynił tę maskaradę absolutnie sugestywną. Ten greps kupili prawie wszyscy, z Hartem włącznie. Ale z wyjątkiem Pirlo, który od początku do końca doskonale wiedział, że ma chodzić o coś zupełnie innego. Ten wyczyn musi obowiązkowo trafić do kronik światowego sportu!


Pirlo to wyśmienity lider wspaniałej Italii. Nie zawsze bywały powody, aby trwać w przekonaniu, że lazur włoskiego nieba i raj to dwie całkiem podobne rzeczy. Z ekipą Prandellego, niezależnie od epilogu warszawskiego półfinału z Niemcami, mamy  wyjątkową sprawę. Gra Włochów ogromnie podoba się w powszechnym odbiorze. Wprawdzie pozostała perfekcyjnie zorganizowana sztuka obronna, a Buffon zmusza do sentymentalnego ukłonu w kierunku Zoffa, ale z programowymi kanonami „catenaccia” nie ma to nic wspólnego. Prandelli jest natomiast całkiem serio zainteresowany hasłem „forza”. Italia 2012 idzie w każdym meczu naprzód. Nade wszystko chce wygrywać, a dopiero w dalszej kolejności ewentualnie zadowolić się remisem. To ideologiczna przepaść do czasów, kiedy klubowym futbolem wprawdzie rządził i dzielił Inter, lecz nie miał za sobą milionowego wsparcia tłumów. Im po prostu nie pasowało chowanie się za podwójną gardą, taką taktykę pozostawiali dla boksu.


Fantastyczne występy Pirlo dopisują swoistą puentę do relacji na linii Mediolan - Turyn. Andrea grał na początku dorosłej kariery w Interze, ale zdecydowanie ważniejszą dekadę spędził w Milanie. Przed rokiem uznano na San Siro, że Pirlo ma najlepsze lata już za sobą. Przy przenosinach Andrei do Juventusu nie było słychać w Milanie płaczu, szlochu tym bardziej. Po sezonie, można być tego pewnym, diametralnie zmieniono pogląd. Too late... Kolejne „scudetto” trafiło do kolekcji nie Milanu, tylko Juventusu. Inwestycja „Starej Damy” w piłkarza rzekomo starego spłaciła się znakomicie. Pirlo wciąż potrafi być reżyserem, który jest w stanie wygrać „Oscara”. Kolejna nominacja tuż tuż, może nawet będzie następna statuetka. Zwłaszcza dzięki karnemu z Anglikami, lub genialnemu zagraniu przed pauzą do Balotellego.


Anglia nie sprzedała łatwo skóry. W ciężkiej sytuacji kadrowej umiał Hogdson zbliżyć się do optimum, choć możliwości drużyny musiały pozostać relatywnie skromne. „Lwy” było stać tylko sporadycznie na ryk, znacznie dłużej trzeba było chować się w buszu. I nade wszystko przetrwać tę włoską nagonkę. Z nieukrywanym trudem (pot zalewający oczy Rooneya czy Gerrarda) i dużym fartem (słupki De Rossiego i Diamantiego, zmarnowane okazje De Rossiego i Balotellego, w ostatniej chwili zneutralizowanie szarży Nocerino). Lecz równolegle z szukaniem własnej szansy (Johnson, Rooney, Young) i przy pełnej świadomości, że w chwilach zagrożenia można liczyć na desperackie interwencje Johnsona, Terry’ego czy Lescotta.


W dogrywce już całkiem bez ogródek zastosowano manewr Chelsea, ten z ostatniej edycji Ligi Mistrzów. Logikę takiego rozwiązania dyktowała konieczność, wcale nie zbalansowany układ sił na boisku. W przeciwieństwie do Di Matteo Hodgson przegrał pokera, czego przy całym szacunku do Roya ani trochę nie powinno się żałować. Bo na szczęście jeszcze nie jest tak, że wszystkie serie karnych wygrywają gorsi.


Z wczorajszego meczu w Kijowie jasno wynika, że Prandelli dysponuje ogromnym polem manewru kadrowego. Nawet kiedy sięga po rezerwy, wcale na tym nie traci. Z Löwem jest podobnie. Szykuje się frapująca rozgrywka, to nie ulega kwestii. Dzień wcześniej, z wyłączeniem sytuacji panującej na Gibraltarze, dojdzie do walki o prymat na Półwyspie Iberyjskim. Mamy piękne lato, choć gdzieniegdzie zbierają się chmury.


Jerzy Cierpiatka





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty