Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Euro 2012
RYSZARD NIEMIEC wygłasza pierwsze prawo Niemca: Nie ma Laty bez Kasperczaka...2012-06-23 20:41:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (139)

Naśladując Archimedesa…


Nie pławiąc się bynajmniej w wannie, nie przebywając w sycylijskim Syrakuzach, poczułem się niczym Archimedes, a z ust wydobył się okrzyk: "eureka!”. Nie, nie, proszę się nie obawiać, nie mam zamiaru zakwestionować prawa tego starożytnego mędrca o tym, że "na każde ciało stałe zanurzone w płynie (cieczy lub gazie), działa siła skierowana pionowo do góry, równa ciężarowi płynu wypartego przez ciało stałe i przyłożona w jego środku geometrycznym, siłę tę nazywa się wyporem hydrostatycznym”…

Moje ambicje wynalazcze nie mają nic wspólnego z fizyką, hydrostatyką, ani nawet z geometrią ("spirala Archimedesa”). Dotyczą oryginalnego, osobistego, odkrycia z dziedziny socjologii polskiej władzy futbolowej i pretendują do rangi "pierwszego prawa Niemca”. Brzmi ono następująco: "KAŻDY BYŁY PIŁKARZ STALI MIELEC, KTÓREMU DANE BYŁO ZOSTAĆ WYBRANYM PREZESEM PZPN, NIE MOŻE ODNIEŚĆ SUKCESU NA URZĘDZIE, JEŚLI NA SELEKCJONERA KADRY NIE POWOŁA HENRYKA KASPERCZAKA!"

Pracowałem nad kwintesencją odkrycia przez cztery lata, przy czym największy wkład wniosły lata od wczesnej jesieni 2009 do połowy czerwca 2012. Zastosowałem kombinację badawczą metody uczestniczącej oraz dedukcję pośrednią. Przeprowadziłem kilkanaście, nieprotokołowanych i nierejestrowanych elektronicznie, wywiadów z prezesem PZPN Grzegorzem Lato, zastosowałem wnikliwą egzegezę wszystkich jego wystąpień publicznych, w tym prasowych, radiowych i telewizyjnych. Podobnie postąpiłem z dorobkiem mówionym i piśmienniczym Franciszka Smudy, ze szczególnym uwzględnieniem analizy umowy publiczno-prawnej, jaka obaj panowie zawarli w formule pracy zleconej. Pan Smuda, zwany dalej zleceniobiorcą, zobowiązał się do prowadzenia kadry narodowej naszych piłkarzy jako trener-selekcjoner i do osiągnięcia z nimi sukcesu sportowego, zdefiniowanego jako "wyjście z grupy eliminacyjnej rozgrywek finałowych o mistrzostwo Europy, skrótowo EURO 2012". Zleceniodawca, czyli prezes PZPN Grzegorz Lato, znany wcześniej jako król strzelców mistrzostw świata 1974, piłkarz mistrzowskiej drużyny mieleckiej Stali w latach 1973 i 1976, zobowiązał się zapewnić Smudzie 140-tysieczną pensję miesięczną, a jego podopiecznym gwarancje noszenia ich na rękach i pieczone gołąbki samorzutnie lecące do gąbki…

Zgodnie z literą i duchem kontraktu, wybraniec prezesa przez półtrzecia roku z okładem realizował autorski plan osiągnięcia celu, najłatwiejszego w dotychczasowej historii startów polskiej reprezentacji w wielkich turniejach. Nie musiał żyć w stresie powodowanym meczami kwalifikacyjnymi, wiedział z góry, że jego podopieczni w tej rywalizacji będą mieli za sobą 50-tysięczną rzeszę kibiców-rodaków, bo finałowy  turniej o mistrzostwo Europy zaplanowano w Polsce, a po wykonanym zadaniu piłkarze mieli zagwarantowane megagratyfikacje, liczone w milionach euro…

Współpraca między prezesem a selekcjonerem układała się jak po maśle tak, że im bliżej było do pierwszego meczu, tym większy poziom optymizmu nimi targał. Sielanka skończyła się sportowym niewypałem. Kadra zbudowana przez Smudę okazała się zlepkiem indywidualistów, kompletnie nieprzygotowana motorycznie do turnieju, prymitywna technicznie, ubożuchna taktycznie…

Wszyscy, począwszy od Joanny Muchy, Jarosława Kaczyńskiego, Ryszarda Czarneckiego, Jacka Kurskiego, po Antoniego Piechniczka, Jerzego Engela, Romana Koseckiego, zastanawiają się nad przyczynami porażki. Ja przyczynę znam i doszedłem do niej drogą odkrycia. Oto jej naukowy background…

W Stali Mielec grał w czasach heroicznych piłkarz Grzegorz Lato, młody, szybki, o nieprzeciętnym instynkcie snajperskim… Kiedy dostawał piłkę na wolne pole, nikt nie był w stanie go doścignąć, kiedy doczekał centry na pole karne, piłka sama szukała jego głowy, nogi, nawet tej części ciała, którą przez delikatność się nie nazywa. Z czasem stał się postrachem bramkarzy, szczególnie tego z Łódzkiego KS - Jana Tomaszewskiego. Jednego razu Grzesiu wpakował mu takiego gola, że ten w panice uciekł z bramki do szatni i to w trakcie gry! Z czasem talent trafił do kadry, ale tam wypadał niespecjalnie. Areopag trenerski zaczął naloty dywanowe na mielecki stadion, gdzie po obejrzeniu paru meczów i treningów, sprawa wyjaśniła się w sposób nie podlegający dyskusji: Lato gra jak Sarasati na skrzypcach, ale tylko wtedy, gdy ma obok siebie rozgrywającego Henryka Kasperczaka! To on mu podaje piłki jak kelner piwo na tacy, on produkuje solodajne centry, on prowadzi bieżący instruktaż boiskowych poczynań młodszego kolegi, sufluje zagrania, mobilizuje, karci i chwali… Słowem: nie ma Laty bez Kasperczaka, ale Kasperczak bez Laty funkcjonuje bez zarzutu! Rada w radę sztabowcy podpowiedzieli Kazimierzowi Górskiemu, aby powoływał do kadry Latę, pod warunkiem, że w duecie z Kasperczakiem. Pan Kazimierz posłuchał i dzięki temu na październikowym Wembley 1973 zrodziła się akcja, która stała się początkiem marszu polskiej piłki do światowej czołówki. Na środku boiska, w okolicach linii bocznej Kasperczak odebrał piłkę Anglikowi, podał prostopadle do Laty, a ten wypatrzył nadbiegającego trzeciego mielczanina Jana Domarskiego… Resztę wszyscy znają…

Kiedy po 36 latach nadarzyła się ponownie szansa na uczynienie z duetu Lato - Kasperczak fundamentu sukcesu polskiego piłkarstwa, zawiódł ten pierwszy! Powierzył godność selekcjonera narodowej reprezentacji Polski nie swojemu klubowemu kapitanowi i równocześnie dobrodziejowi, ale epizodycznemu koledze z tej samej Stali - Frankowi Smudzie. Musiał ulec kompletnej amnezji, bo przecież powinien zapamiętać największego drwala, jakiego w Mielcu widziano. Mnie pamięć dopisuje, dlatego z taką łatwością przyszło mi odgrzebanie faktów z przyszłości i ustanowienie własnego prawa dla teraźniejszości i przyszłości…

Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty