Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Euro 2012
EURO z Krakowa Jerzego Cierpiatki (11): Szacunek dla Ukrainy, walka z czasem Anglików2012-06-20 14:16:00

Nawet od pozornych outsiderów można się czegoś nauczyć. Z czysto statystycznego punktu widzenia można ukraińską reprezentacją ustawić w jednym szeregu z polską. Obie już wypadły z gry, dalszy przebieg EURO ich nie dotyczy. Istnieje wszak kolosalna różnica w stylu zakończenia udziału w imprezie. Czy po Doniecku nadal podtrzymywana będzie chora i zaraz bardzo niebezpieczna teoria, że we Wrocławiu również walczono do upadłego?


Nigdy nie byłem adwokatem Bońka. Zwłaszcza, gdy sam był selekcjonerem (na szczęście krócej, niż siedemnaste mgnienie wiosny) i kiedy zdecydowanie spóźniony stawał w wyborcze szranki przed czterema laty. Przy ocenie EURO pod polskim kątem Boniek jednak trafia w sedno sprawy. Przynajmniej dla mnie, bo sam zdążyłem napisać dokładnie to samo, co Boniek teraz powiedział. W kontekście meczu z Czechami jasno wskazał na główną przyczynę klapy. Wbrew pozorom tkwiła ona na boisku. Po prostu. Bo to piłkarze grają, nikt inny. Albo nie grają, czego świadkami byliśmy po przerwie. Drużyna rzekomo warta pochwał, nawet owacji, w istocie zawiodła na całej linii. W ogóle nie miała ducha walki, nie poszła na całość. Chyba nawet o tym nie pomyślała, jeśli trzymać się boiskowych realiów. Bo jakie fakty przemawiają za obaleniem tej tezy?


To wcale nie jest próba wybielenia Smudy. Raz jeszcze powtarzam: powierzenie mu odpowiedzialnej funkcji w ogóle nie powinno mieć miejsca. Popełnił mnóstwo błędów natury logistycznej i strategicznej, co swoją drogą trąci czysto abstrakcyjnym ujęciem tematu. Mylił się również w prostych sprawach, które mimo wszystko nawet on powinien ogarnąć. Ale stawianie problemu w kategoriach „Smuda przegrał Wrocław, a piłkarze w ogóle” to paranoja. Zwłaszcza po tym, co zobaczyliśmy w Doniecku. Ukraińcy ostatecznie zostali pokonani, tak samo jak Błochin. Lecz w przeciwieństwie do naszych orłów w odniesieniu do Smudy, stanęli za Błochinem murem. Dali z siebie wszystko, z tym zgadzam się całkowicie. A że nie dali rady, to całkiem inna sprawa. O porażki poniesione w takim stylu nigdy i nigdzie nie wolno wnosić pretensji. Przeciwnie, w całkowitej opozycji do Polaków, Ukraińcom rzeczywiście należy się głęboki szacunek.


Lecz nie podążę myślowym tropem Błochina, który wskazał na sędziowskich winowajców ukraińskiego nieszczęścia. Olega istotnie mógł trafić szlag na okoliczność ślepoty sędziego bramkowego. Terry wybił piłkę zza linii bramkowej, to ewidentne. Sęk jednak w tym, że do alarmu pod bramką Harta z definicji nie powinno dojść. Zanim Milewski zaadresował podanie do Devića sam znalazł się na ofsajdzie, więc akcja grubo przed dramatycznym finałem powinna być definitywnie przerwana. I nie byłoby żadnego tematu do rozmowy, drogi Olegu... Warto zapamiętać ponadto, że nieco wcześniej „spalony” Milewski osobiście spartolił doskonałą sytuację, z kilku metrów „główkując” nad poprzeczką. Co powiedziałby Błochin, gdyby wtedy padł gol na 1-1? Oleg zapewne wzruszyłby ramionami, że to nie jego problem. Tylko sędziego i Anglików. Bez choćby piśnięcia słowem, iż zostali skrzywdzeni.


Tak czy inaczej gra drużyny Błochina stała na imponującym poziomie. Atakowała z bogatym użyciem różnorodnych środków, dała pokaz świetnego futbolu. Niebawem zapewne stracą Konopliankę, robiącego furorę na arenach EURO. Do zachwytów naszych ekspertów nad Konoplianką odnoszę się jednak z pewnym dystansem. Bo to zachwyty z cokolwiek opóźnionym zapłonem. A to dlatego, że w listopadzie ubiegłego roku można było zobaczyć rewelacyjną akcję Konoplianki, który po kilkudziesięciometrowym biegu z piłką wjechał do bramki Zielera (Ukraina - Niemcy 3-3). Odnoszę wrażenie, że dla niektórych speców talent Konoplianki eksplodował właśnie teraz. Aby na pewno?


Gra Anglików nie rzuca na kolana nawet komentatorów znad Tamizy. Są wyraźnie wstrzemięźliwi w udzielaniu komplementów, możliwości teamu Hodgsona ustawiają na średnim pułapie. Coś, a raczej dużo niewątpliwie jest na rzeczy. Fortuna też bardzo sprzyja, to oczywiste. Po mojemu trwa dla kilku podmiotów walka z czasem. Hodgson miał na przejęcie schedy po Capello tego czasu dramatycznie mało. Do Smudy jest pętakiem, tygodnie trzeba by było zderzać z latami. Drużyna, pozbawiona kilku podstawowych ogniw, też w trybie nadzwyczaj pilnym musi zgrywać poszczególne ogniwa.


Jest jeszcze problem snajpera Wayne’a. Wczoraj wprawdzie tylko on trafił do siatki, ale skutki założenia Rooneyowi szlabanu na gary przez UEFA były wczoraj widoczne gołym okiem. Piłka nie słuchała, reakcje były mocno spóźnione, nogi przy kapitalnym passingu Gerrarda nie niosły jak wcześniej. Rooneyowi, co naturalne, bardzo brakuje meczowych sprawdzianów. Ile czasu mu trzeba? W niedzielę odpowiedzą na tę kwestię Włosi. A może sam Rooney ich wyręczy? Nie wiem. Na razie chodzi mi po głowie myśl, że we wcześniejszych edycjach EURO już mieliśmy kilka ekip, za które nikt nie postawiłby funta kłaków. Danię ’92, Grecję ’04...


Anglicy funty już mają.


JERZY CIERPIATKA





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty