Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Euro 2012
EURO z Krakowa Jerzego Cierpiatki (14): Marne skutki wojny domowej2012-06-24 10:37:00

Jeszcze przed północą zadzwonił kolega z propozycją wygłoszenia lapidarnego komentarza. Że cokolwiek leniwa Hiszpania poradziła sobie z całkowicie bezradną Francją. Zgadzam się, więc natychmiast przelewam na łamy. Donieck nie był niestety sceną frapującego widowiska. Nie ukrywam wyraźnego rozczarowania z tego powodu, choć z epilogu jestem jak najbardziej zadowolony.


Francuzi, trzymając się starych zapisków, nie mieli podstaw do obawiania się Hiszpanów. Pierwszy wielki triumf „tricolores”, ten z EURO ’84, kojarzył się z koszmarnym kiksem Arconady przy wolnym Platiniego i magicznym lobem Bellone’a w ostatnich sekundach. Później zmarnował karnego Raul i Francuzi przygotowali sobie grunt do zawojowania Europy u styku dwóch wieków. Mecz z 2006 potwierdził zauważalną tendencję zwyżki formy podopiecznych Domenecha. Wypunktowali Iberów i za chwilę omal zostali mistrzami świata.


Układ sił w ostatnich latach zmienił się diametralnie. To „La Furia Roja” dyktuje warunki Europie i zresztą nie tylko. Z definicji jej feralni przeciwnicy były z kolei pod kreską, bo pokolenia Zidane’ów i Henry’ch nie rodzą się na kamieniu. Do tego doszło stosowanie na wewnętrzny użytek manier dalekich od Wersalu, a bliskich paryskim apaszom. Wojny domowe nigdy nie kończą się dobrze. Niezależnie od tego, kto w danej chwili rządzi.


Francuzi są bez porównania silniejsi, niż na żałosny koniec kadencji Domenecha. Udowodnił to świetny mecz z Ukrainą, poprzedzony tylko zasygnalizowaniem możliwości w spotkaniu z Anglią. W wielkich imprezach nigdy jednak nie wiadomo, gdzie może czaić się zło. Otóż zaryzykuję postawienie tezy, że piłkarze Blanca weszli na niebezpieczną ścieżkę z własnej głupoty i całkiem niepotrzebnie.


Pozornie pozbawiony większego znaczenia mecz ze Szwecją okazał się w istocie ostrym zakrętem, który zakończył się kraksą. W turniejach bywa najczęściej tak, że sprawy toczą się lawinowo. Idziesz w dobrym kierunku? - rób to nadal. Wpadasz w poślizg, bo kłócisz się w trakcie jazdy? - za moment już cię nie ma. Ze składania oficjalnych oświadczeń, że wrócił spokój jeszcze nie wraca dobra atmosfera.


Trudno z dalekiej odległości sprecyzować skalę awantury w szatni Blanca i określić jej wpływ na dalszy rozwój wydarzeń. A jednak zaryzykuję hipotezę, że konsekwencje wewnętrznego rozdarcia francuskiego obozu po przegranej ze Szwedami były znacznie poważniejsze, niż się z pozoru wydaje. Dzisiejsza Francja, nawet przy spełnieniu warunku maksymalnej mobilizacji, nie mogła być faworytem w starciu z obecną Hiszpanią. Ale nie spełniając tegoż warunku pozbawiała się szans. O prowadzeniu równej walki nie było mowy.


Pewnie byłoby inaczej, gdyby Ribery nie był osamotniony. To naprawdę wielki wojownik, mający we krwi walkę do upadłego. Ribery nie boi się nikogo, jest ogromnie silny mentalnie. Do tego dochodzą nadzwyczajne umiejętności. Przeciwko Hiszpanom musiał jednak prowadzić prywatną wojnę, bez należytego wsparcia ze strony wielu kolegów. Taki stan rzeczy skazywał Ribery’ ego na nieuchronną porażkę. Ona nie była przyjemna dla nikogo z kadrowiczów Blanca (chyba, że Ben Arfa jest innego zdania). Ale Ribery’ego ta porażka zabolała najbardziej.


Hiszpanie mieli konkretne powody, aby oczekiwać zwycięstwa. To jasne. Nie sądzili jednak, że pójdzie aż tak gładko. Tak się stało, ponieważ po przeciwnej stronie nie został zawiązany ruch oporu. Nie podjęto wojny o tory, jak za okupacji. A teren po francuskiej stronie przecież był okupowany już od 19. minuty. Od ucieczki Alby, precyzyjnej centry i nieuchronnego strzału głową Alonso. Czasu na odrobienie tej straty było multum, za to niebezpieczeństw dla Casillasa jak na lekarstwo.


Hiszpanie, swoją drogą, prawie nie tracą bramek. W EURO zaskoczył ich tylko di Natale. A jakie sytuacje bywały najgroźniejsze? Brzmi to z pozoru absurdalnie, ale chodzi o momenty, kiedy są przy piłce Ramos, a zwłaszcza Pique. Ryzyko prostych błędów jest wtedy największe. Ramos w premierze zapomniał się w sąsiedztwie Balotellego, Pique również od grubej pomyłki rozpoczął mecz z Francuzami. Warto (z nimi) rozmawiać, choć del Bosque absolutnie nie powinien brać przykładu z Pospieszalskiego.


Niektóre wymiany podań przez Hiszpanów jak zwykle wzbudzały zachwyt. Cudowne było zagranie Xaviego do Fabregasa, który oko w oko z Llorisem wpadł na niego centralnie, zamiast dynamicznie uciekać w lewo. Nie brakowało jednak w drużynie del Bosque momentów, nawet okresów działań bezpłciowych i jednoznacznie kunktatorskich. Tę irytującą grę na zwłokę przerwała dopiero szarża aktywnego Pedro, odwrotna do sytuacji z Fabregasem do przerwy decyzja Rizzolego i popisowe wykonanie karnego przez Alonso. Z pozycji „setnika” zrobił sobie piękny jubileusz. Alonso z reguły angażuje się w akcje dla dobra drużyny. Teraz, wierny imperatywowi, pomyślał również o sobie. Miał do tego pełne prawo.


Jerzy Cierpiatka





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty