Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Reprezentacja > Wiadomości reprezentacja
RYSZARD NIEMIEC: NCS. Jakie Centrum? Jakiego sportu?!2012-10-22 08:37:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (156)

Kogo zmyje ulewa?


Wszyscy żyją warszawską aferą stadionową, czyli cudownym przemienieniem obiektu piłkarskiego w ogólnodostępne kąpielisko… Gadające w telewizorniach głowy zastanawiają się jak to możliwe, żeby inwestycja kosztująca skarb państwa 2 miliardy złotych, co i raz staje się pośmiewiskiem, które ponownie uruchomiło na świecie wenę twórców dowcipów o „polnische Wirtschaft”?

Odpowiedź jest prosta jak konstrukcja cepa, jeśli się weźmie pod lupę historię budowy tego obiektu na gruzach Stadionu X-lecia, ulokowanego na nadwiślańskich łęgach prawobrzeżnej Warszawy. Inwestycja o takim kosztorysie natychmiast stała się sygnałem dla partyjnych kadrowców i skarbników, węszących za intratnymi posadami dla swojaków i okazją do skasowania finansowej lewizny, zasilającej wiecznie potrzebujące polityczne struktury.

Jako pierwszy zorientował się w otwierających się możliwościach niejaki Tomasz Lipiec, pełniący funkcję ministra sportu w koalicyjnym rządzie PiS - LPR - Samoobrona, kierowanym przez Kazimierza Yes, Yes, Marcinkiewicza. Z wykształcenia magister od fikołków, z zawodu chodziarz sportowy, do lewych pieniędzy rwał się w tempie sprinterskim. Wymyślił sposoby zgarniania ich przy okazji wiadomej inwestycji, nad którą miał sprawować resortową pieczę. Pierwsza transza korupcyjna właśnie była w drodze do jego gabinetu, ale przezorni chłopcy z zaprzyjaźnionego CBA nie pozwolili złapać ministra na gorącym uczynku. Za uszami miał jednak wystarczająco dużo, aby bez problemu zafasować prawomocny wyrok…

Po wyborach 2007 roku stery w ministerstwie przejął łódzki platformers Mirosław „Drzewko” -  Drzewiecki. Jako wyznawca finansowego liberalizmu w jego awanturniczej odmianie zwanej wolnoamerykanką, postanowił stworzyć spółkę wypompowującą kasę z budżetu inwestycji. Miała ona nadzorować proces inwestycyjny, a następnie przejąć rolę operatora stadionu. Zatrudnił w rzeczonej spółce PL 2012 osobiście rekomendowanych tzw. menadżerów i wywianował ich w niebotyczne angaże, stymulowane monstrualnymi premiami. Inwestycja szła jak po grudzie, wybitni fachowcy okazali się fuszerami, generując systematycznie skandale z przyjmowaniem kompletnie niezasłużonych nagród (forsa zainkasowana, termin kończenia etapów budowy niedotrzymany). Inaczej być nie mogło, albowiem pan minister sam dał się poznać jako persona z państwowego świecznika, prowadząca nielegalne pertraktacje ze światem hazardowego biznesu na forum sejmowym. Nie dziwota, że zmiótł go przypływ fali premierowskiego gniewu.

Trzecia w ministerialnej sztafecie, pani Joanna Mucha, o sporcie zielonego pojęcia nie ma i mieć nie będzie, podobnie jak na technologii zarządzania obiektem, który w międzyczasie awansowany został do rangi Stadionu Narodowego, a czapa nim zarządzająca dostała status Narodowego Centrum Sportu (jakie Centrum, jakiego sportu?!). A wszystko po to, aby ciemnemu ludowi uzasadnić kokosowe angaże posłanych tam urzędników, a przede wszystkim wytłumaczyć dlaczego na inwestycję zaplanowaną na 1,2 miliarda złotych, wydano prawie dwa razy tyle!

Festiwal niekompetencji i skrajnej ignorancji obfitował w tak liczne wpadki i skandale, że rzucony został na pożarcie wzburzonej opinii publicznej szef NCS Rafał Kapler, do dziś dnia procesujący się z resortem sportu o odszkodowania w wysokości prawie 600 tysięcy złotych. Radosna twórczość jego ekipy - sierot po Drzewieckim, spowodowała, że z konieczności trzeba było przenieść mecz Polska - Niemcy do Gdańska, piłkarski Superpuchar odbyć się nie mógł, bo cała inwestycja poszła w poślizg bez mała roczny. Po drodze wyszło na jaw, że najsłynniejsza polska łąka do gry w piłkę ma fatalną nawierzchnię, którą trzeba furt zmieniać kosztem milionowych wydatków. Nie szczędzono więc kolosalnych aktów niegospodarności, byle tylko przeprowadzić czerwcowy turniej EURO.

Aż przyszedł eliminacyjny mecz z Anglią, podczas którego szydło wyszło z worka: obiekt nie nadaje się do eksploatacji piłkarskiej w porach wiosennej i jesiennej, które jak wiadomo od początku świata, obfitują w opady deszczu, a nawet śniegu… No, i spadł wcale nie monsunowy deszcz, który przekształcił murawę w jedno zalane pastwisko. A, że duma i chwała twórców stadionu - rozsuwany dach, nie rozsuwa się, kiedy pada i jest mroźno, mecz trzeba było odwołać! Rychło okazało się, że zarządcy NCS w ramach karygodnych oszczędności wymienili nawierzchnię z wydajnym drenażem, na cieniutki, jak naleśnik z baru mlecznego, nieprzepuszczalny dywanik. Wynajęty przez PZPN za 150 tys. zł. obiekt okazał się zdefektowanym bublem.

W tym miejscu opowieści następuje paradoksalna niespodzianka: winnym narodowego skandalu okrzyknięto - uwaga, uwaga! - Polski Związek Piłki Nożnej!!! To jego ludzie powinni byli być inspektorami nadzoru, konserwatorami i operatorami obiektu, którego własnością jest spóła skarbu państwa, czyli NCS. Mało tego, przy związku piłkarskim powinny być zainstalowane specjalistyczne komórki meteorologiczne, łąkarskie, kanalizacyjne i dekarskie, szczególnie kompetentne w problematyce dachów rozsuwanych! Wielka żenada organizacyjno-technologiczna państwowego przedsiębiorstwa, skażonego od zarania efektem partyjniackiej polityki kadrowej, opartej na zasadzie BMW (bierny, mierny, ale wierny, w dodatku suto opłacony) ma zostać rozładowana metodą obwiniania PZPN. Tego samego PZPN, którego od dawna terroryzuje się koniecznością dożywotniej gwarancji lokalizowania meczów reprezentacji narodowej właśnie na tzw. Stadionie Narodowym, żąda od niego przeniesienia siedziby pod dach NCS za krociowy czynsz, systematycznie deprecjonuje jego święte prawa, jako klienta i usługobiorcę Centrum…

Boże, ty widzisz, a nie grzmisz, zadowalając się standardową ulewą!

Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty