Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Mistrzostwa Świata > Wiadomości MŚ 2010
AFRYKA Z KRAKOWA (18): Del Bosque w tarczę, Queiroz kulą w płot2010-06-30 10:33:00 Jerzy Cierpiatka

Stał się cud i Sepp Blatter w końcu raczył poruszyć problem sędziowski. Chodzi o kwestię, czy technologia powinna wkroczyć do futbolu. - Wobec tego, czego wszyscy tutaj doświadczyliśmy, byłoby nonsensem nie otwierać ponownie sprawy technologii w futbolu - powiedział prezydent FIFA na wczorajszej konferencji prasowej. Tej deklaracji towarzyszyły przeprosiny wobec Anglików i Meksykanów, najbardziej dotkniętych sytuacjami, kiedy to co trzeba widzą prawie wszyscy. Akurat poza sędziami.


Wypowiedź Blattera postrzegam w kategoriach wymuszonej dyplomacji. FIFA ma jak najbardziej rację, kiedy programowo broni wiekowego porządku. Słusznie stawia veto wobec pomysłów, które zupełnie zmieniłyby charakter najpopularniejszej dyscypliny na świecie. I do tego miejsca należy się z Blatterem zgadzać. Jeśli jednak, a tak się dzieje w trakcie mundialu w RPA, skandal goni skandal - potrzeba wprowadzenia zmian staje się oczywista. Blatter nigdy w życiu nie ruszałby tematu tabu, gdyby nie zmusiły go do tego okoliczności, które w pierwszym rzędzie kompromitują FIFA.

Już nie da się wciskać ciemnotę światu, że jest ekstra, skoro świat na własne oczy widzi, że jest fatalnie. Powiem wprost: to wielkie rozmiary skandali z Jorge Larriondą i Roberto Rosettim postawiły Blattera w położeniu bez wyjścia. Katalog spraw podlegającym dodatkowemu arbitrażowi bez wątpienia powinien byś maksymalnie zawężony. Ale czy FIFA szybko otworzy się na nowe technologie, piłki z chipami, dodatkowych strażników uczciwości w polach karnych? - bardzo wątpię. To zderzanie się z konserwatywną polityką FIFA potrwa długo. Najważniejsze, aby obietnice FIFA nie kojarzyły się po latach z porozumieniami w Jastrzębiu.

We wczorajszym meczu Hiszpanii z Portugalią jedyny gol meczu też padł z naruszeniem przepisu o ofsajdzie. Strona przegrana ponadto kwestionuje zasadność wyrzucenia z boiska Ricardo Costy po jego incydencie z Joanem Capdevilą. Te wydarzenia niepotrzebnie podgrzały atmosferę spotkania toczonego w przyjaznej atmosferze. I zakończonego zwycięsko przez drużynę, która bardziej przekonująco dążyła do sukcesu. Hiszpania wprawdzie tylko momentami przypominała najsilniejszy team Europy sprzed dwu lat, ale i tak wygrała zasłużenie. Można wskazać na kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Zadziwiająco skuteczny na prawej flance obrony był Sergio Ramos. Wprawdzie żadnego prostopadłego podania na wagę bramki nie udało się zaadresować Xaviemu, lecz jako zawodnik zdecydowanie najczęściej przy piłce on tej piłki w ogóle nie tracił. Doskonałą partię rozegrał jak zwykle szalenie waleczny Xabi Alonso. No i był Ricardo Villa, z niego ani na chwilę nie wolno spuścić uwagi.

Ale najważniejszy krok podjął Vicente del Bosque, w przeciwieństwie do trafienia kulą w płot przez Carlosa Queiroza. Hiszpan dokonał świetnej zmiany, czego nie da się powiedzieć o Portugalczyku. W przypadku del Bosque chodzi oczywiście o akt odwagi, którym było posadzenie Fernando Torresa na ławce. Fernando Llorente, twardy i silny Bask z Bilbao, od razu wzmocnił siłę hiszpańskiego ataku. Już pierwszy kontakt Llorente z piłką mógł odnieść golowy skutek. A do końcowego gwizdka stanowił Llorente zdecydowanie większe zagrożenie, niż czynił to cherlawy po kontuzji Torres. Queiroz z kolei postanowił dać odpocząć Hugo Almeidzie i był to duży błąd. Bo to akurat gracz bremeńskiego Werderu był wczoraj znacznie groźniejszy od Simao Sabrosy i Cristiano Ronaldo. Dla del Bosque, co mu się chwali, nie miały znaczenia noszone nazwiska. Z zupełnie innego założenia wyszedł Queiroz i na tym przegrał.

W przypadku Portugalii mundialowe statystyki nie kłamią ani trochę. Znakomity był w bramce Eduardo. Daj Panie Boże takich stoperów jak Bruno Alves i Ricardo Carvalho. Z uznaniem trzeba się odnieść do bezkompromisowej postawy młodziaka Fabio Coentrao na lewej stronie bloku defensywnego. W utracie przez Portugalczyków zaledwie jednego gola w czterech meczach nie było żadnego przypadku. Ale też nie bez przyczyny wzięła się strzelecka niemoc aż w trzech spotkaniach, poza kanonadą urządzoną w meczu z Koreą Północną. Ronaldo za bardzo nie miał czym straszyć, to po Wayne Rooneyu kolejny wielki przegrany w gronie potencjalnych snajperów mundialu. Od tak wybitnych jednostek powinno oczekiwać się rzeczy nadzwyczajnych. Poprowadzenia drużyny ku chwale. Nic takiego nie miało miejsca. Ronaldo był łatwy do rozszyfrowania i w ogóle słaby. Głównie z tego powodu zabrakło Queirozowi armat. Niezależnie od tego, że sam selekcjoner znacznie pewniej czuł się w roli suflera stojącego u boku Alexa Fergusona na Old Trafford niż jako samodzielny kapitan statku, który właśnie wszedł na mieliznę.

Z przyczyn natury technicznej musiałem po godzinie przełączyć dekoder z TVP na ZDF. Mam nadzieję, że od tego momentu nie doszło do jakiejś wpadki ze strony Macieja Iwańskiego. Zakładając, że zachował formę - zasłużył Iwański na słowa pochwały. To był rzetelny i zarazem błyskotliwy komentarz. Redaktor jest jeszcze młody, niedostatki kondycyjne raczej mu nie grożą. Powinno to dobrze prognozować na najbliższą przyszłość. W przeciwieństwie do Japończyków, którym po spożyciu duńskich wiktuałów najwyraźniej zabrakło sił i ochoty, aby delektować się specjałami paragwajskiej kuchni. A zresztą, ten wczorajszy obiad był obustronnie bardzo niestrawny.


Jerzy Cierpiatka



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty