Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Reprezentacja
Dziekanowski: Smuda ciągle miesza2010-12-13 12:03:00

- Naturalizacja jest jak środek przeciwbólowy. Likwiduje objawy choroby, ale nie leczy. A polska piłka wymaga leczenia - mówi Dariusz Dziekanowski, były reprezentant Polski i asystent Leo Beenhakkera.


Dlaczego nie lubi Pan Franciszka Smudy?
Kto powiedział, że go nie lubię?

"Poziom C klasy". "On chyba uwierzył, że jest Rockym Balboą". "Populista, który zrobi wszystko, żeby utrzymać się na stołku" - to tylko trzy pierwsze z brzegu cytaty. Jest Pan jednym z jego najostrzejszych krytyków.
Ale to nie znaczy, że jestem jego wrogiem. Przeciwnie, prywatnie nic do Smudy nie mam i życzę mu jak najlepiej. Chciałbym, żeby prowadzona przez niego reprezentacja Polski odniosła sukces podczas Euro 2012.

Ale?
Powiem tak: trener kadry narodowej powinien być człowiekiem prezentującym wysoki poziom kultury osobistej, być wzorem do naśladowania, bo trzeba pamiętać, że mecze oglądają nie tylko dorośli.

 

Ma pan dzieci?
Syna.


I chciałby pan, żeby używał publicznie takiego języka?
Chodzi o jego słynne teksty o Siadaczce, rozwolnieniu albo o miękkim...?


Między innymi.

Wiadomo, że w mediach najlepiej sprzedają się kontrowersyjne rzeczy, dlatego człowiek na takim stanowisku tym bardziej powinien uważać na słowa. Słyszał pan, żeby José Mourinho czy Josep Guardiola używali takiego języka?

Publicznie nie, ale wiadomo, że piłkarska szatnia to nie konfesjonał. Jako trener i były piłkarz powinien Pan to wiedzieć najlepiej.
Zgadza się. Wiadomo - stres meczowy powoduje, że ludzie nie przebierają w słowach. Czasem potrzebny jest impuls i trzeba rzucić grubszym słowem. Ale nie można wynosić tego na zewnątrz. Wielcy przywódcy - to dotyczy nie tylko trenerów - nie chwalą się tym, w jaki sposób motywują swoich podwładnych.

Leo Beenhakkerowi też zdarzało się rzucić mięsem.
A ile razy? Kilka. Fakt, były takie momenty, że wszyscy pytali go o te same nazwiska i za dziesiątym czy piętnastym razem nie wytrzymał. Ale to nie było obliczone na to, żeby kogoś obrazić.

Legendarne już "drewniane chatki" także?
O ile pamiętam, to za to sformułowanie akurat przeprosił. Policzmy zresztą wszystkie gafy Smudy i Beenhakkera. Te wszystkie niewybredne żarty na temat Artura Boruca czy Ebiego Smolarka. Nie można w taki sposób dyskredytować piłkarzy. Zwłaszcza jeśli potem się ich powołuje. Tylko pozytywna motywacja może sprawić, ze wzniesie się na wyżyny umiejętności. Chodzi o to, żeby piłkarz chciał umierać za swojego trenera.

Sądzi Pan, że obecni kadrowicze nie chcą umierać za Smudę?
Tego nie wiem. Nie jestem tak blisko kadry, by stawiać takie tezy. Nie podoba mi się jednak to, co widzę i słyszę. Beenhakker nigdy by nie powiedział, że pierwszy raz zetknął się z jakąś sytuacją i nie wiedział, jak zareagować. Ktoś z takim doświadczeniem musi umieć przewidywać i reagować. Człowiek naprawdę mocny nie powtarza cały czas: jestem silny, poradzę sobie. On działa.

Patetycznie to trochę zabrzmiało.

Bo mówimy o rzeczach ważnych. Kadra to dobro narodowe. Gdy wygrywa, to wszyscy jedziemy do pracy w lepszych humorach i rozmawiamy o tym, jak fajnie piłkarze zagrali. A o czym my rozmawiamy? Głównie o tym, co ostatnio powiedział Smuda. A on ciągle coś zmienia, miesza.

Szuka optymalnego zestawienia. Co w tym złego?
Dobrze, że szuka. Tyle że nie ma w tym strategii, myśli przewodniej. Przynajmniej ja jej nie widzę. Obserwując ruchy Smudy, mam wrażenie, że opiera selekcję na tym, kto w danym tygodniu rozegrał dobry mecz w lidze.

Nie przesadza Pan trochę?
Nie sądzę. Najpierw oparł obronę na Michale Żewłakowie, a teraz nagle go odstawił. Gdzie jest Kamil Glik, na którego tak ponoć liczył? To samo bramkarze. Najpierw mówił, ze numerem jeden jest Tomek Kuszczak, potem Łukasz Fabiański, w międzyczasie zmienił na chwilę zdanie w sprawie Artura Boruca. Wcześniej mówił, że nie będzie naturalizacji, a teraz nagle pojawił się temat Manuela Arboledy.

Do Arboledy jeszcze wrócimy. Najpierw chciałbym zapytać o Boruca i Żewłakowa. Sądzi Pan, że Smuda mógł zachować się inaczej w ich sprawie? Pijąc wino w samolocie, chyba nie dali mu wyboru.
Myślę, że piłkarze niepotrzebnie poszli z tym do mediów. Powinni załatwić to w cztery oczy z trenerem. Z drugiej jednak strony pamiętajmy, że to są młodzi ludzie i popełniają błędy. I od tego właśnie jest sztab szkoleniowy. Trzeba obserwować i dusić takie konflikty w zarodku. Opowiem panu historię. Na samym początku mojej współpracy z Beenhakkerem graliśmy z Danią. W trakcie obiadu Leo zapytał mnie w pewnym momencie: "Czy ty jesteś w pracy, czy na wakacjach?" Zapytałem, o co chodzi, a on na to: "Siedzisz tyłem do piłkarzy. Przodem do mnie, to fajnie, ale powinieneś obserwować, co się dzieje na sali. Kto z kim rozmawia, kto jest smutny, kto wesoły. Jak masz potem zareagować, skoro nic nie widzisz?".

A może Smudzie było to po prostu na rękę? Podobno nie lubi silnych osobowości i woli grzecznego Fabiańskiego niż niepokornego Boruca.
Jego prawo, tylko dlaczego załatwia to w taki sposób? Sprawy zaszły za daleko. Traci na tym reprezentacja, bo wypada z niej doświadczony obrońca i jeden z najlepszych bramkarzy. Kluby, w których grają ci dwaj, również, bo brak powołań do kadry obniża wartość piłkarza.

Boruc też chyba miał dość. Narzekał na sposób, w jaki Smuda się do niego zwraca.
Pracowałem z Borucem i faktycznie - on ma taki typ osobowości, który nie zawsze mieści się w sztywnych ramach. Rozmawiając z nim, można jednak te ramy tak ustawić, by wszystko było OK. Rozmawiając normalnie - podkreślam - bez krzyków, wulgaryzmów i epitetów.

Cały czas mówimy o tym, co zrobił i powiedział Smuda, zamiast o tym, jak gra prowadzony przez niego zespół.

No sam pan widzi (śmiech).

No to porozmawiajmy o futbolu. Smuda jest jaki jest, ale kadra pod jego kierunkiem zmierza chyba wreszcie we właściwym kierunku?
Zgoda, jest postęp. Mamy piłkarzy, takich jak Kuba Błaszczykowski, Robert Lewandowski, Ludovic Obraniak czy Łukasz Piszczek. Takich, którzy mogą stanowić kręgosłup naszej kadry podczas Euro 2012. Gdybyśmy jednak brali pod uwagę to, co Smuda mówił na początku. Że szybko zbuduje zespół... No to trzeba powiedzieć, że wolno to wszystko postępuje. Do tego strasznie mnie irytuje, gdy słyszę, że nie spodziewał się, jak trudne czeka go zadanie, bo w Polsce mamy za mało dobrych piłkarzy. Tak nie może mówić trener z jego doświadczeniem.

Beenhakker też na początku był optymistą, a na koniec stwierdził, że z takim materiałem i tak dokonał niemal cudu.
Za jego kadencji kadra zagrała kilka niezapomnianych meczów, nie tylko z Portugalią [wygrany 2:1 - red.]. Ile rozegrała takich za Smudy?

Nie gramy eliminacji, więc jest mu trudniej.
Zgoda, tylko że oczekuję wizji, planu. Piłkarze również, a jeśli widzą, że jest chaos, to nie jest dobrze. Oni muszą czuć, że jesteś właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.

Smuda nie jest?
To zweryfikuje Euro 2012. Na razie jednak muszę powiedzieć, że trochę mnie niepokoją pewne kwestie. Nie tylko te, o których mówiłem. Również taktyka trenera Smudy, który wymyślił sobie, że jego zespół będzie z każdym rywalem grał otwartą piłkę. Wszyscy pamiętamy, jak się to skończyło w meczu z Hiszpanią.

"To tak, jakby przeciętny bokser wszedł do ringu z Witalijem Kliczką, rzucił się na niego i dał się znokautować w pierwszej rundzie, a potem tłumaczył, że taką miał taktykę", to też Pana słowa.
Proszę sobie przypomnieć niedawne 5-0 Barcelony z Realem Madryt. Zespół Mourinho bronił się dopiero na 30. metrze od bramki i dawał dużo miejsca rywalom w środku pola. To była woda na młyn dla takich piłkarzy jak Messi, Pedro, Xavi czy Iniesta. Nie można tak grać z Barceloną. Popatrzmy, jak robili to wcześniej Guus Hiddink z Chelsea czy ten sam Mourinho z Interem. Trener powinien dostosować taktykę do możliwości swoich piłkarzy i klasy rywala.

Taka gra nie zawsze jednak podoba się kibicom.
Franz Beckenbauer powiedział kiedyś: - Ładna gra to bzdura, kibice chcą zwycięstw. Tego powinniśmy się trzymać.

Wróćmy jeszcze do Arboledy. Gdzie jest Pana zdaniem granica dla naturalizacji?
Granicą jest dobry smak.

No to wy go chyba z Beeenhakkerem przekroczyliście, powołując Rogera Guerreiro. Emmanuel Olisadebe miał chociaż żonę Polkę.

To były pojedyncze przypadki, a nie norma. Popatrzmy, co się teraz dzieje. Najpierw Obraniak...

Zaraz, zaraz, to było jeszcze za kadencji Beenhakkera.
Ale u Smudy nic się nie zmieniło, a nawet postępuje. Kilka lat temu ja również prowadziłem rozmowy w sprawie Sebastiana Boenischa i usłyszałem, że nie ma szans, by kiedykolwiek zagrał w reprezentacji Polski.

Może Smuda okazał się po prostu lepszym dyplomatą?
Być może, nie twierdzę, że to niemożliwe. Ale może było tak, że po prostu sam piłkarz zmienił
zdanie, bo doszedł do wniosku, że na grę w niemieckiej kadrze jest za słaby. To samo dotyczy Obraniaka, który grał nawet we francuskiej młodzieżówce.

No, ale obaj mają polskie korzenie, więc nie jest to naturalizacja z kapelusza.
Zinedine Zidane miał algierskie korzenie, ale grał dla Francji, bo tam się urodził i wychował. Proszę mnie źle nie zrozumieć - ja nie mam nic przeciwko Obraniakowi czy Boenischowi. Arboledzie również, choć jeśli wyjedzie za granicę, to temat jego gry w reprezentacji umrze zapewne śmiercią naturalną. Jeśli ktoś czuje emocjonalną wieź z Polską i zdobędzie obywatelstwo w normalnym trybie, to OK. Tyle że naturalizacja jest jak środek przeciwbólowy. Likwiduje objawy choroby, ale nie leczy. A polska piłka wymaga leczenia. To nie jest normalne, że w 40-milionowym kraju nie potrafimy wychować dwóch dobrych środkowych obrońców.

Rozmawiał Hubert Zdankiewicz (Polska The Times)

 





więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty