Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Koszykówka > Wiadomości koszykówka
Cyrk Allena Iversona2009-11-18 08:35:00 ASInfo

Allen Iverson narzekał w Detroit, że musi zastępować nie jakiegoś przeciętniaka, tylko Richarda "Ripa" Hamiltona, mistrza NBA i lidera Pistons, którego kariery nawet nie da się porównywać do wyczynów byłego zawodnika Philadelphii 76ers.


W Denver narzekał, że "nie ma z kim grać", zapominając, że w zespole jest Carmelo Anthony, jeden z 10 najlepszych graczy w NBA. W Memphis Grizzllies wystąpił raptem trzy razy, ale nawet raz nie pofatygował się zagrać na własnym parkiecie, dla własnych kibiców i klubu, który zdecydował się zapłacić mu trzy miliony dolarów. Teraz przymierza się do gry w New York Knicks. Jedynego klubu, gdzie ma to sens, bo tam cyrk jest już od dawna i przyjście Alana niczego nie zmieni.

Nie jest przypadkiem, że żaden z klubów mających szanse na walkę o finał NBA - Magic, Blazers, Spurs, Celtics, Cavaliers czy Lakers - nie wykazał dosłownie żadnego zainteresowania usługami gracza, który ma przecież tylko 34 lata i pewne miejsce w koszykarskiej Galerii Sław NBA. Więcej - boją się go bardziej niż wirusa H1N1. To wypadek bez precedensu w historii National Basketball Association, ale z drugiej strony nigdy nie było jeszcze w historii gracza, który wyrażałby taką pogardę dla słowa "zespół".

Iversonowi nie podobało się bycie zmiennikiem Hamiltona, bo - jak mówił - on "musi wychodzić w pierwszej piątce". Ciekawe ile tytułów miałby grający w San Antonio Manu Ginobili, gdyby myślał tak samo? - Muszę wychodzić w pierwszej piątce. Taki już jestem i nic tego nie zmieni - powiedział niedawno podczas pobytu w Los Angeles. - Nie zmienię tego, co dało mi taki sukces w NBA od początku mojej kariery w lidze. Koniec tematu.

Powód, dla którego Donnie Walsh, generalny menedżer Knicks w ogóle wspomina o możliwości podpisania kontraktu z "The Answer" jest prosty - kibice w Nowym Jorku potrzebują w tym sezonie jakiegokolwiek powodu, żeby przychodzić do Madison Square Garden. Olbrzym Nikołaj Wałujew przegrał bokserski tytuł WBA, więc może sprawdziłby się pod koszem i byłoby co oglądać, ale Iverson też się przyda. Pasuje do systemu trenera Mike'a D'Antoniego sprowadzającego się do słów "szybko biegamy, jeszcze szybciej rzucamy", jego treningi są tak łatwe i przyjemne, że nawet Iverson by nie narzekał, a przy tym zespołowi, który wygrał w tym sezonie 1 z 10 rozegranych spotkań przyda się ktoś potrafiący celnie rzucić do kosza. To, że trafi do klubu przynajmniej dziesięć lat za późno, by cokolwiek wywalczyć lub zmienić, nie będzie chyba dla niego ważne. Jak pokazał w ostatnich latach, sukces klubu, w którym gra jest dla niego mniej ważny, niż jego statystyki.

Natomiast dla Knicks ważniejsze od możliwego ściągnięcia przez Alana do Garden paru tysięcy kibiców więcej, będzie to, by przypodobać się jego agentowi. Leon Rose reprezentuje przecież także LeBrona Jamesa i lepiej mu się nie narażać, skoro już za kilka miesięcy zacznie się przepychanka w kolejce po zatrudnienie "Króla".


ASInfo



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty