Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Siatkówka > Niższe ligi
GRZEGORZ WISZ: Z tej mąki będzie chleb2010-03-11 10:39:00 Tomasz Czarnota

Nie tylko seniorski zespół Asseco Resovii jest powodem do dumy dla podkarpackich fanów siatkówki. Coraz głośniej mówi się o drużynach młodzieżowych, które sięgają po najwyższe laury na ogólnopolskiej arenie. Jednym ze współautorów sukcesów młodych siatkarzy Resovii jest Grzegorz Wisz. Trener rocznika kadetów w rozmowie z portalem sportowetempo.pl opowiada o systemie szkolenia, znajomości z Janem Górskim i bokserskich korzeniach.


- Ponoć sport towarzyszył Panu od dziecka?
- Zgadza się. Pochodzę ze sportowej rodziny. Mój tata Stanisław Wisz był w latach 50-tych wicemistrzem Polski w boksie. Znajdował się również w szerokiej kadrze reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie w Helsinkach. Po zakończeniu kariery prowadził sekcję bokserską Stali Rzeszów. Brat natomiast, także w Stali, trenował piłkę nożną. Sport był powszechną sprawą w moim domu, a dzięki temu nieodłącznym elementem dorastania.


- Ojciec bokser, brat - piłkarz. Skąd w takim razie miłość do siatkówki?
- Bakcyla zaszczepił we mnie Stanisław Gościniak, który prowadził grupy szkoleniowe dla młodzieży jakieś trzydzieści lat temu. Wiadomo było, że ze względu na moje kruche warunki fizyczne markowym siatkarzem nie będę. Mimo to chciałem realizować się w jakiś inny sposób. Na początku lat 90-tych ówczesny szef związku okręgowego w Rzeszowie skierował mnie na kurs instruktorski prowadzony przez Jana Strzelczyka. Dostrzeżono mnie na tych zajęciach i równolegle zaproponowano funkcję asystenta pana Strzelczyka, który prowadził wówczas siatkarki Zelmeru. Bardzo dużo wyniosłem z tej przygody, a dodatkowo poznałem niezwykłą osobowość trenerską - Jana Górskiego. Jednego z twórców wielkiej Resovii. W Zelmerze pracowałem aż do 2004 roku, szkoląc również grupy młodzieżowe. Udało się m.in. zdobyć srebrny medal mistrzostw Polski młodziczek.


- Potem zaczęła się przygoda z Resovią?
- Powstawało w Rzeszowie gimnazjum sportowe z klasami siatkówki. Artur Łoza, organizator grup młodzieżowych AKS-u nie był w stanie sam pociągnąć tego wózka. Dostałem propozycję objęcia dwóch klas i grzechem byłoby odmówić.


- Rzeszowska szkoła siatkówki uważana jest za jedną z najlepszych w kraju. W jaki sposób działa system łowienia i szkolenia talentów?
- Wszystko zaczyna się w grupach szkolenia początkowego, kiedy chłopcy z klas 3 i 4 zapraszani są do uczestnictwa w zajęciach przy szkołach podstawowych. W Rzeszowie takie grupy działają przy SP nr 2 i 22 oraz Gimnazjum nr 7. W miarę upływu czasu dochodzi do naturalnej selekcji. Na poziomie gimnazjum powinna znajdować się już młodzież rokująca największe nadzieje. Kolejny etap to liceum. W tym roku mamy już pierwszą klasę, która przyjęła formę Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Obecni kadeci trenera Łozy stanowią tą właśnie grupę w ramach Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2. Pracując z chłopakami mamy nadzieję, że przynajmniej jednostki się przebiją w seniorskich rozgrywkach i zaistnieją W Resovii czy innych klubach. Powoli widać efekty, a najlepszymi przykładami są m.in. Tomasz Głód, Jakub Peszko i Kamil Długosz. Dla nich ten świat prawdziwej siatkówki nabiera coraz realniejszych kształtów.


- Swego czasu w stolicy Podkarpacia funkcjonował już SMS. Czy to próba powrotu do tego sposobu pracy z młodzieżą?
- W pewnym sensie tak. Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że organem prowadzącym jest u nas miasto. Ten właściwy SMS sterowany i zarządzany był przez Polski Związek Piłki Siatkowej.


- A co z chłopcami, którzy nie mieli szczęścia i kiedyś w procesie selekcji zostali pominięci. Dla nich droga jest już zamknięta?
- Nigdy w życiu. Trzeba zanaczyć, że w ciągu szkolenia jest coś takiego jako nabór uzupełniający. Nie bazujemy tylko na tych, którzy zaczęli proces treningów od samego początku. Zielone światło jest zapalone dla wszystkich przez cały czas! W dzisiejszych czasach talentem i ciężką pracą można nadgonić pewne braki.


- Talent to jednak nie wszystko. Siatkówka jest chyba jedną z niewielu dyscyplin, w której główną rolę odgrywają warunki fizyczne?
- Nie czarujmy się. Realia są dość brutalne. Chcąc odnosić sukcesy już na etapie młodzieżowym podstawowa sprawa to predyspozycje fizyczne. Oczywiste jest, że w siatkówce główną rolę odgrywa wzrost - jedno z najważniejszych kryteriów w procesie selekcji.


- W piłce nożnej bardzo często mamy do czynienia z marnotrawstwem zdolności młodych ludzi. Jak wygląda to w siatkówce?
- Nie zaryzykuję tezy, że w piłce siatkowej marnuje się "diamenty". Procez kształtowania zawodników przebiega trochę inaczej niż w futbolu. Tutaj osoba, która prezentuje pewne walory i pracuje na zajęciach, prędzej czy później otrzyma szansę.


- Obecnie pracuje Pan z drugą drużyną kadetów czyli zawodnikami z rocznika 1994. Dużo czasu poświęcacie na treningi?
- Zajęcia w hali mamy cztery razy w tygodniu. Oprócz tego chodzimy na basen w ramach małej odnowy biologicznej. Tak na dobrą sprawę treningi są lekcjami wychowania fizycznego, gdyż działamy w ramach wspomnianego gimnazjum sportowego.


- Podopieczni wchodzą teraz w burzliwy wiek. Są z nimi jakieś problemy wychowawcze?
- Od czasu do czasu zdarzą się narzekania nauczycieli na sprawy związane z niewłaściwym postępowaniem. Zachowań patologicznych jednak nie ma. Daleko tym młodzieńczym wyskokom i psikusom do chuligańskiego charakteru. Pamiętajmy również, że pracę edukacyjną komplikują pedagogom nasze częste wyjazdy na zawody i turnieje. Wymaga to od nich dużej dawki wyrozumiałości i cierpliwości.


- Rok temu kadeci zdobyli złoty medal mistrzostw Polski. W tym roku pierwszy zespół jest również głównym kandydatem do wygranej. Jakie są cele Pana zespołu?
- Moi podopieczni są rok młodsi, a w siatkówce widać różnice. Ugraliśmy już i tak wiele, a zobaczymy jak pójdzie w Olsztynie (ćwierćfinał MP - red.). Naszym priorytetm są jednak przyszłoroczne rozgrywki, w których będziemy mieć dużo większe szanse na medale. Wierzę natomiast, że podopieczni Artura Łozy wrócą w tym roku ze sporymi sukcesami.


- Nie ciągnie Pana do pracy z seniorami?
- Spełniam się w sposób zadowalający w sporcie młodzieżowym. Miałem do czynienia z seniorkami Zelmeru i UMKS Łańcut, ale w tej chwili najwięcej radości czerpię właśnie z pracy z młodymi ludźmi.


- Często słyszy się zarzuty pod adresem władz państwowych, samorządowych bądź klubów, że nie przeznaczają funduszy na pracę z młodzieżą. Resovia chyba nie ma takiego problemu?
- W tym miejscu trzeba podziękować szefom klubu, które nie szczędzą środków na rozwój adeptów siatkówki. Wielu trenerów, z którymi miałem styczność, narzeka na brak finansowego wsparcia i zainteresowania problemami młodzieży. My na szczęście poszczycić się możemy całkowitym poparciem klubu i wyśmienitym zabezpieczeniem każdej, nawet najmniejszej kwestii.


Tomasz Czarnota
wisz.jpg


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty