Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Sportowe Podkarpacie
ŁUKASZ ŻYGADŁO: Podróże kształcą2010-03-14 20:53:00 Marek Styka

Rozgrywający Itas Diatec Trentino, drużyny, która w drodze do finału Ligi Mistrzów wyeliminowała Asseco Resovię, w rozmowie z  portalem sportowetempo.pl opowiada o specyfice włoskiej telewizji, rzeszowskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego i ambicjach klubu z Trydentu.


- Zyskałeś sobie opinię siatkarskiego podróżnika. Na swoim koncie masz już zaliczone występy w lidze rosyjskiej, greckiej, tureckiej, a obecnie włoskiej. Słowem nic tylko elita europejskiej siatkówki. Takiemu tylko pozazdrościć?
- Podróże kształcą. Grając w Turcji, Grecji czy obecnie we Włoszech udawało mi się sięgać po sukcesy. Z Panathinaikosem Ateny oraz Halkbankiem Ankara wywalczyłem brązowe medale. Z Itasem Trentino wygrywaliśmy Ligę Mistrzów oraz Ligowe Mistrzostwa Świata. W tej materii czuję się spełniony, lecz zaznaczam, że mam jeszcze sporo do osiągnięcia. Przed nami finał Ligi Mistrzów. Mobilizacja podwójna, gdyż odbędzie się on przed polską publicznością uchodzącą za jedną z najlepszych na świecie. Mam nadzieję, że zagramy o pierwsze miejsce przeciwko mojej dawnej drużynie Skrze Bełchatów.  Nie muszę chyba dodawać, że postaramy się powtórzyć sukces z ubiegłego roku i podtrzymać dominację na Starym Kontynencie.

 

- Uznano Cię najlepszym rozgrywającym w lidze tureckiej.  Nie myślisz o tym aby kiedyś  po to wyróżnienie sięgnąć w Polsce ?
- Powiem tak. Szalenie trudno było w naszej ekstraklasie przebrnąć przez hegemonię Pawła Zagumnego, którego zresztą byłem zmiennikiem w kadrze narodowej. Na osłodę pozostał fakt, że w 2004 roku wybrano mnie najlepszym rozgrywaczem Pucharu Polski. Może kiedyś, jak powrócę do występów w naszej lidze to jeszcze powalczę o to trofeum.

 

- A propos naszej siatkarskiej elity. W niej chyba także możesz czuć się spełniony?
- To dotyczy tylko i wyłącznie AZS-u Częstochowa. Z nim wygrywałem mistrzostwa kraju w kategorii seniorów i juniorów. Po drodze były jeszcze srebrny i brązowy medal. W barwach Płomienia Sosnowiec zdobywałem natomiast Puchar Polski. Zaliczyłem także występy w Czarnych Radom oraz Skrze Bełchatów, ale w czasach kiedy dopiero zaczynała w tym klubie powstawać wielka siatkówka. Ostatnim klubem przed wyjazdem do Trentino była ZAK-sa Kędzierzyn.

 

- Jesteś wychowankiem Oriona Sulechów. Jednak w Polsce najbardziej emocjonalnie  byłeś związany z AZS-em Częstochowa...
- Zgadza się. Z niego trafiłem do SMS-u Rzeszów. Jednak tuż przed ukończeniem szkoły wróciłem do Częstochowy aby powalczyć o mistrzostwo Polski w kategorii juniorów. Potem z marszu wywalczyłem sobie miejsce w podstawowym składzie. Wymienione sukcesy sprawiły, że trudno abym pobytu w AZS-ie nie wspominał sympatycznie.

 

- Pamiętam jak w Rzeszowie uchodziłeś za szalenie zdyscyplinowanego ucznia-siatkarza. Słowem taki pupil trenerów i nauczycieli...
- Z tym mianem pupila to chyba lekka przesada. SMS to była taka szkoła życia i to wszystko mi się później w życiu przydało. Trenerzy Ireneusz Mazur oraz Jan Such zawsze uczulali nas na punktualność, pracowitość oraz szczerość. Wymagali dyscypliny na parkiecie jak i też po za nim.

 

-  Niewielu już Twoich klasowych kolegów z rzeszowskiego SMS-u PZPS gra w siatkówkę...
- Różnie poukładały się nam losy. Wiadomo sport to taka wielka życiowa loteria. Na sukcesy w nim składa się wiele czynników. Z mojej klasowej paczki w naszej ekstraklasie pozostali jeszcze Stasiu Pieczonka i Piotrek Lipiński, którzy grają w bydgoskiej Delekcie. Tomek Kozłowski skończył karierę i rozpoczął pracę w Asseco Resovii. Jednak chłopaki z rzeszowskiej szkoły trzymają się jeszcze mocno. Mam tu na myśli inne roczniki. Michał Winiarski, Wojtek Grzyb, Grzesiek Szymański, Radek Wnuk, Michał Bąkiewicz, te nazwiska chyba mówią same za siebie.

 

- Uchodzisz za siatkarza wielkiego serca. Wspierasz liczne fundacje  dziecięce...
- Życie czasami bywa okrutne. Najgorsze, że straszne choroby dotykają bezbronnych dzieci. Nie widzę w tym nic szczególnego z mojej strony. Skoro dostałem los od Boga, że poszczęściło mi się w życiu to staram się pomóc tym, których ten los nie rozpieszcza.

 

- Często powtarzasz, że poza granicami kraju najbardziej brakuje Ci tej niepowtarzalnej atmosfery z naszych sportowych hal...
- Bo tak jest w istocie. Wprawdzie my w Trentino nie możemy narzekać na frekwencję kibiców, ale w innych klubach nie jest już tak dobrze. Tego chyba najbardziej brakuje. Proszę sobie wyobrazić, że we Włoszech nie udało mi się już w żadnym kanale telewizyjnym znaleźć przekazu z  półfinałów i finału Mistrzostw Europy siatkarzy.  Kiedy odpadli Włosi transmisje się skończyły. A skoro już mowa  o telewizji to dobrze byłoby aby spełniała ona w Polsce rolę edukacyjną. Zresztą powoli idzie w tym kierunku, a siatkówka jest niezwykle popularna. Najważniejsze aby w trakcie wielkich imprez rangi światowej czy europejskiej nie daj Bóg nie zapraszać do studia jakiś aktoreczek czy aktorów będących na topie, lecz nie mających pojęcia o danej dyscyplinie sportu. Czasami słuchałem wypowiedzi różnej maści gwiazd, niekoniecznie z siatkarskiej branży i proszę mi wierzyć, że w takich sytuacjach człowiek przed ekranem przeżywa męki. Opinie i komentarze pozostawiajmy fachowcom.

 

- Kiedyś byłeś zachwycony grą Nikoli Grbicia. Sądziłeś, że  dane Ci będzie występować u boku słynnego serbskiego zawodnika?
- Nikola to wielka osobowość. Pomimo, że ma 37 lat wciąż treningi grę traktuje tak jakby dopiero zaczynał swoją przygodę z siatkówką. Sporo się od niego nauczyłem podczas gry w Trentino.

 

- Czy po tym sezonie przedłużysz kontrakt z Trentino?
- Klub jest zainteresowany tym aby to uczynić. Ja jeszcze  decyzji w tej sprawie nie podjąłem.

 

- Liczysz na powrót do reprezentacji?
- Jak najbardziej. Postaram się udowodnić, że miejsce w niej mi się jeszcze należy.


Marek Styka
84.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty