Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Sportowe Podkarpacie
RYSZARD NIEMIEC o "miażdżącym" zwycięstwie Grenia i o tym czy słusznie opinia publiczna Rzeszowszczyzny przestała interesować się losem piłkarstwa na swoim terenie2012-03-11 14:18:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (123)

Pilnuj szewcze kopyta!


Dostałem meldunek e-mailowy o miażdżącym zwycięstwie Kazimierza Grenia w wyborach wyłaniających prezesa Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej. Pokonanym był niejaki Władysław Mazur, kompletnie anonimowy człowiek, co w znacznym stopniu obniża poziom reelekcji Kazia. Ponieważ wieść została rozpowszechniona po wszystkich możliwych zakątkach kraju, instytucjach parających się upowszechnieniem fizkultury, łącznie z ministerstwem sportu, mediach, można przypuszczać, że rozsyłający uznał wybór jako wydarzenie iście epokowe…

Na uwagę w komunikacie zasługuje przede wszystkim przymiotnik "miażdżące”, co natychmiast wywołuje skojarzenia militarne, na przykład wiktoria młodego Napoleona pod Austerlitz, albo i Żukowa pod Chałchin Goł. Stosunek głosów 126 do 10, to jest wprawdzie gra na jedną bramkę, atoli o zmiażdżeniu rywala można mówić, kiedy konkurent nie robi przysłowiowego sztycha, przegrywając do zera.

Bogiem a prawdą, pejzaż kadrowy piłkarskiego świata Rzeszowszczyzny wyprany jest z wybitniejszych jednostek. Ci, którzy zdobyli niekwestionowany autorytet w kraju, tacy jak Wojciech Jugo z Tarnobrzega, Andrzej Binkowski z Mielca, Andrzej Hendrzak z Brzozowa, na dobre ulokowali się w strukturach PZPN-owskiej centrali, w sprawach piłki w regionie nie kiwają palcem. Można się zastanowić, czy stoi za tym ich komercyjny  egoizm, czy może brak wspólnego języka z lokalnym liderem. Sądząc po głośnym rozstaniu się byłego sekretarza Podkarpackiego ZPN, rzeczonego Hendrzaka z funkcją osoby nr 2 na personalnym nieboskłonie rzeszowskiej piłki, skłaniać się należy ku tej drugiej opcji. Gdzieś tam wyczytałem, że Hendrzak odprawiony został, gdyż jego dawna posada w Służbie Bezpieczeństwa kładła się cieniem na dobrym imieniu związku. A przecież jego status znany był od dawna i nikomu nie przeszkadzało rekomendować go do zaszczytnych godności w centrali, takich jak mandat delegata na kolejne zjazdy i szefa ogólnopolskiego wydziału futsalu.

W tym stanie rzeczy było oczywiste, że Greń realnego konkurenta do prezesury nie ma i w najbliższym czasie mieć nie będzie… Gwoli sprawiedliwości oddać mu trzeba spory talent organizacyjny i pomysł integrowania środowiska wokół idei starcia Grzegorza Laty na proch. W najbiedniejszym regionie kraju, jakim jest dziś Podkarpacie, opowieści o lukratywnej gaży prezesa PZPN, hojnym rozdawnictwie związkowych pieniędzy na diety i nagrody członków zarządu, wypasionych socjalnie turystycznych wyprawach po egzotycznych stronach świata, budzą gniew i dają poparcie autorom krytyki tego stanu rzeczy. A, że Greń tej krytyce nadał charakter taśmowo-przemysłowy, a ponadto punktuje centralę doniesieniami do prokuratury i ministerstwa, uchodzi w środowisku 600 klubów walczących o przeżycie, za Robespierre'a, który rozgoni "to całe towarzystwo” i wjedzie na białym koniu do siedziby centrali.

Systematycznie prowokowana troską o zbawienie dyscypliny i wypalenie ogniem i mieczem patologicznych zjawisk w PZPN, opinia publiczna Rzeszowszczyzny jakby przestała interesować się losem piłkarstwa na swoim terenie. Z dziennikarskiego obowiązku zobowiązany jestem do tonowania euforycznej oceny minionego czterolecia w podkarpackim piłkarstwie. Syntetycznym wskaźnikiem sportowego kroku w tył jest nieobecność drużyny z Podkarpacia w dwu najwyższych szczeblach rozgrywek ligowych! Takiego stanu, na dobrą sprawę, nie pamiętam od roku 1953, kiedy przemyska Polonia „spadła” z drugiej ligi w wyniku reformy rozgrywek (w zakończonym sezonie 1952 swą przynależność potwierdziła po wygranym barażowym dwumeczu z GWKS Rzeszów). Od momentu potokowych awansów do II ligi Stali Mielec, Stali Rzeszów, Waltera Rzeszów, Legii Krosno, zapoczątkowanych w połowie lat 50-tych, trwał prawie półwieczny pochód klubów Rzeszowszczyzny ku wyżynom. Historyczny układ odniesienia jest druzgocący dla współczesności! Mamy wszak do czynienia z regionem, który ma w hipotece 2 tytuły klubowego mistrzostwa Polski, tytuł zdobywcy Pucharu Polski, 5 klubów szczyci się grą w ekstraklasie (Stal Mielec, Rzeszów i Stalowa Wola, Siarka Tarnobrzeg i Igloopol Dębica). Na zapleczu ekstraklasy występowało 7 klubów (Resovia, Wisłoka Dębica, Walter, Legia/Karpaty Krosno, Stal Sanok, Polonia i Czuwaj Przemyśl)… Taką statystyką może pochwalić się Górny Śląsk, Małopolska i Mazowsze łącznie z Warszawą! Jest do kogo i do czego się porównywać, niestety, takie podejście rodzi podejrzenia niepojętego regresu, czyż nie?

Wiem, jak bardzo zmieniły się ekonomiczne realia regionu, którego przemysł tak dalece zmienił oblicze, że odwrócił się od wyczynu sportowego na amen. Wiem też, że ani Podlasie, ani Świętokrzyskie, w niczym nie przewyższają Podkarpacia pod względem potencjału gospodarczego, a na pewno ustępują poziomem kultury pracy i zaradności. Tam jednak z wyczynem piłkarskim potrafią wyjść na miarę ambicji. Obawiam się, że piłka podkarpacka wymaga większej troski ze strony regionalnej władzy samorządowej, którą bodźcować powinni sternicy Podkarpackiego ZPN. Jeśli jednak ich uwagę skupiać będą przede wszystkim problemy okołopezetpeenowskie, walka z Grzegorzem Lato, nawiasem mówiąć chlubą i ikoną piłki podkarpackiej, zbawianie centrali, pod latarnią, na własnym terenie, może być jeszcze ciemniej! Polskiej piłki nie da się uzdrowić kompleksowo poprzez przekształcanie Rzeszowszczyzny we współczesny Piemont, skąd wyjdą zbawcze wici. Róg bowiem zakopany jest w regionach, mających realny, sportowy i organizacyjny, wpływ na losy futbolowej Rzeczpospolitej. Dlatego szkoda tej pary, idącej w gwizdek, a nieustanne pohukiwania na pohybel temu lub owemu, rozsyłanie po kraju suplik i protestów zaczyna być odbierane jako szarpanie się wszy na pętelce…

Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty