Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Reprezentacja > Wiadomości reprezentacja
Mariusz Lewandowski: Dziękujemy trenerowi2009-09-10 06:27:00 ASInfo

Refleksje piłkarzy po meczu w Mariborze

"Dramat" - to jedno ze słów, które padło z ust Mariusza Lewandowskiego po meczu ze Słowacją. Polska przegrała 0-3.
- Zagraliśmy najsłabsze spotkanie. Wyglądało to tak, jakbyśmy grali ze sobą po raz pierwszy. Zasłużenie przegraliśmy - powiedział Mariusz Lewandowski.


- Nie byliśmy drużyną. Byliśmy zbyt rozciągnięci. Słowenia od początku zepchnęła nas do głębokiej defensywy, "pressingowali" nas już w obronie. Nie potrafiliśmy z przodu przytrzymać piłki, szybko ją traciliśmy. To najsłabszy nasz mecz - dodał "Lewy".
Przed kamerami telewizyjnymi w porywie emocji prezes PZPN Grzegorz Lato stwierdził, że Leo Beenhakker nie jest już trenerem polskiej kadry. - Jeśli to prawda, dziękujemy trenerowi za to, co przez te trzy lata wspólnie zrobiliśmy. Awansowaliśmy do mistrzostw świata i rozegraliśmy kilka dobrych meczów - skomentował Lewandowski.

Kirm: Polska piłka nie jest słaba

Andraż Kirm był jednym z bohaterów w drużynie naszych rywali, w spotkaniu w Mariborze. Jego Słowenia pokonała Polskę 3:0. Pomocnik Wisły Kraków zapewniał jednak, że nie uważa, by polska piłka była w słabej kondycji.
- Nie widzieliśmy się z Pawłem Brożkiem po meczu, zobaczymy się jutro na treningu w Wiśle. Wiedzieliśmy, że to dla nas bardzo ważny mecz, potrzebowaliśmy trzech punktów, jeśli chcieliśmy myśleć o zachowaniu szans na awans. Myślę, że zasłużyliśmy na wygraną. To nie było jednak łatwe zwycięstwo - stwierdził kurtuazyjnie Kirm.
O swoich dwóch asystach Kirm opowiadał bez emocji. - To nie było nic wielkiego, przy bramce na 2-0 dostałem dobrą piłkę od Dedica, Novakovic dobrze wychodził na pozycję, więc nie mogłem zrobić nic innego, jak tylko posłać do niego piłkę. Dziś nie liczyło się, kto strzelał gole, a kto asystował, a jedynie to, że wygraliśmy.
Dziennikarze pytali słoweńskiego pomocnika, czy nie przeszkadza mu, że gra obecnie w klubie z tak słabego piłkarsko kraju. - Z pewnością tak nie jest! - oburzył się Kirm. - To nie jest słaby piłkarsko kraj i nikt tak nie myśli. To był tylko jeden przegrany mecz.
Kirm pokusił się też o recenzję występu klubowego kolegi, Pawła Brożka. - Myślę, że "Brozio" nie grał źle. Jest napastnikiem i potrzebuje piłek od pomocników. Raz był blisko zdobycia bramki w pierwszej połowie. Grał nieźle, ale tego wieczoru po prostu my byliśmy lepsi od całej polskiej drużyny. To był chyba nasz najlepszy mecz w tych eliminacjach.

Boruc: Trzeba popracować nad naszą mentalnością

Artur Boruc jak wszyscy polscy kadrowicze na pytania dziennikarzy po meczu ze Słowenią odpowiadał ze spuszczoną głową i smutkiem w głosie. - Nie mam pojęcia, co się z nami dzieje - mówił bramkarz Celtiku.
Polska przegrała 0-3. Nasze szanse na awans do przyszłorocznych mistrzostw świata stopniały do minimum. - Już dawno nie widziałem tak słabo grającej polskiej reprezentacji. Jakie są tego powody? Naprawdę nie mam pojęcia. Ciężko znaleźć przyczynę złej gry. Wszystko poszło źle. Nie było dziś wiele pozytywów - tłumaczył Artur Boruc.
- Każdy z nas musi się w końcu uderzyć w pierś. Takich meczów będzie jeszcze mnóstwo. Każdy z nas marzy o tym, by grać w tego typu spotkaniach, jednak nie zawsze jesteśmy w stanie zmotywować się tak, jak powinniśmy. Nie chcę wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ale nad naszą mentalnością trzeba dużo pracować - stwierdził polski bramkarz.
- Zwolnienie trenera? To przykre, ale co ja mogę powiedzieć? Szkoda. Bardzo nam przykro - dodał, komentując wypowiedź Grzegorza Laty, który oznajmił przed kamerą telewizyjną, że Leo Beenhakker przestaje być trenerem reprezentacji Polski.
Zapytany o to, czy polskiej kadrze nie brakuje świeżości, Boruc odpowiedział: - Nie mam pojęcia czego nam brakuje. Zawiniły przede wszystkim nasze indywidualne błędy. Również czuję się odpowiedzialny za to, co się stało.

Żewłakow: Nie było niczego

Po kompromitującym występie "Biało-czerwonych" przeciwko Słowenii (0-3) prezes PZPN, Grzegorz Lato zapowiedział, że to koniec przygody Leo Beenhakkera z reprezentacją Polski. - Musimy usłyszeć to oficjalnie - skomentował te słowa prezesa Michał Żewłakow, kapitan polskiej drużyny narodowej.
- Teraz kiedy jest tak dużo negatywnych emocji, ciężko mówić o tym, co będzie za kilka dni, tygodni. Aczkolwiek po tym, co pokazaliśmy nie tylko dzisiaj, ale we wcześniejszych meczach eliminacyjnych pewne decyzje muszą zostać podjęte. To jest tylko kwestia czasu, czy teraz, czy po eliminacjach - przewiduje Żewłakow. - Jak życie pokazuje, po takich występach zawsze są zmiany. Zobaczymy kogo one dotkną i jak to się potoczy. We mnie wszystko się gotuje. Każdy piłkarz wychodzący teraz z szatni wie, że zawiódł siebie, kibiców, trenerów - dodaje defensor.
W poprzednich przegranych eliminacjach Polska traciła ostatnią szansę na awans na Mundial we Francji na San Paolo z Włochami, bądź na Euro 2000 ze Szwedami na Raasundzie. Teraz Polacy polegli bez szans w Mariborze ze Słowenią...
- Myślę, że rywali nie ma co porównywać. Wiadomo, że futbol się zmienił. Natomiast ja odbieram te eliminacje jako moją osobistą porażkę, jako kapitana, zawodnika i człowieka. Prawdę mówiąc, w newralgicznych momentach nie potrafimy pokazać swojej sportowej tożsamości, sportowej złości. Nie wiem, czy już przeszliśmy apogeum tego, co możemy osiągnąć, czy w drużynie panuje niemoc od dłuższego czasu - zastanawia się Żewłakow.
A co doświadczony gracz miał do powiedzenia na temat samego spotkania z wybrańcami Matjaza Keka?: - Mecz można określić w ten sposób, że nie dojechaliśmy na niego. Nie było drużyny, nie było ambicji, nie było walki, nie było organizacji, nie było koncepcji. Wszystko to, co liczy się w piłce, jest potrzebne do wygrania meczu, zostało poza stadionem. Dlatego Słowenia wygrała tak gładko. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że 0-3 to i tak jest jeden z mniejszych wymiarów kary, jaki mogliśmy dostać.
- Stałem się już specjalistą od tłumaczenia drużyny, ale nie potrafię tego wytłumaczyć. Myślę, że gdybym potrafił opisać to jednym zdaniem, to moglibyśmy to szybko wyeliminować. Na dzień dzisiejszy jako drużyna potrafiliśmy wykrzesać z siebie tylko tyle - mówi Żewłakow.
Kapitan "Biało-czerwonych" unikał odpowiedzi na pytanie, czy po tak przegranych eliminacjach nie myśli o zakończeniu kariery reprezentacyjnej. - Po takim meczu ciężko wypowiadać się na temat przyszłości i mojej przydatności do reprezentacji. Ja też zawiodłem. Jestem jednym z najstarszych zawodników w reprezentacji, a tych najczęściej się wymienia. Dojrzewam do pewnych decyzji, realiów, ale jako kapitan drużyny nie mogę dziś powiedzieć, że kończę z reprezentacją. Dopóki jest cień szansy, a jest... Jak to się mówi: kapitan z okrętu schodzi ostatni. Po eliminacjach wrócimy do pytania - tłumaczy.
Zawodnik Olympiakosu Pireus zgodził się z kolei tezą, że kulminacyjnym momentem dla kadry Leo Beenhakkera był wyjazdowy mecz ze Słowacją przegrany w dramatycznych okolicznościach po stracie bramek w doliczonym czasie gry: - O ile do tego momentu reprezentacja zdobywała punkty i szła w górę, to jedna minuta w meczu ze Słowacją była punktem zwrotnym. Szczerze, patrząc na naszą tabelę to wygraliśmy tylko z San Marino, ale ich leją wszyscy. Czechy były takim meczem, że mogliśmy mieć iskierkę nadziei, ale kolejne mecze to zweryfikowały.

Dudka: Głupio przegrane mecze

- Nic mądrego powiedzieć po tym meczu nie można - przyznał przygnębiony Dariusz Dudka po przegranym 0-3 spotkaniu w Mariborze.
- Nie wiem, nie wiem, na czym to wszystko polegało - kręcił głową Dudka. - Źle zaczęliśmy znowu to spotkanie. Mieliśmy grać spokojnie, mamy niskich zawodników, mieliśmy więc grać piłką po ziemi. Tymczasem znów zaczęliśmy zagrywać długie piłki. Z tego taki efekt - wzdychał obrońca Auxerre.
- Dokładnie, kiedyś z szansami mundialowymi żegnaliśmy się na Wembley, teraz tracimy szanse na awans ze Słowenią czy Irlandią Północną. Te mecze, które przegraliśmy, to takie głupio przegrane spotkania, po własnych błędach. Nie zagraliśmy znowu jako kolektyw - podkreślał Dudka.

Bosacki: Na dziś przegranymi jesteśmy my

Po przegranym w fatalnym stylu spotkaniu ze Słowenią (0:3) i niemal pewnej stracie szans na wyjazd na mistrzostwa świata do RPA, obrońca reprezentacji Polski, Bartosz Bosacki nie ukrywał rozczarowania.
- W szatni było smutno, co tu dużo mówić. Trudno stwierdzić, czy przygnębienie było dziś większe niż po poprzednich przegranych meczach. Na pewno jesteśmy na siebie źli i po spotkaniu panowała grobowa cisza, bo wiedzieliśmy przecież co się stało i co oznacza ta porażka - stwierdził. - Nie mogę się zgodzić z tym, że wyszliśmy na ten pojedynek pogodzeni z losem. Nikt z nas nie przyjechał tu stracić trzy bramki i wrócić do swoich klubów. Mecz ułożył nam się niekorzystnie i nie potrafiliśmy temu zaradzić - dodał.
- Lecieliśmy tu z zamiarem zwycięstwa, jednak niestety w sporcie tak bywa, że nie wszystko można przewidzieć i założyć. Ktoś musi wygrać, ktoś musi przegrać i na dzień dzisiejszy tym przegranym jest reprezentacja Polski - zakończył Bosacki.


ASInfo



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty