Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka ręczna > I liga mężczyzn
RYSZARD SKUTNIK: Nie krzyczę i nie ubliżam2010-04-01 10:27:00 Tomasz Czarnota

Piłkarze ręczni Stali Mielec w cuglach awansowali do ekstraklasy. Ich trener Ryszard Skutnik w rozmowie z portalem sportowetempo.pl opowiada o swoim podejściu do zawodników, rozczarowaniu po meczu z Wisłą Płock i nadziejach na przyszły sezon.


- Przede wszystkim gratuluję awansu do ekstraklasy.
- Dziękuję. Cieszę się, że ten sukces sprawił tyle radości wszystkim, którzy w jakiś sposób związani są z naszym klubem.

- Spodziewał się Pan, że tak łatwo i tak szybko uda się osiągnąć ten świetny wynik?
- Przed startem rozgrywek nawet nie przeszło mi to przez myśl. Wydawało mi się, że będziemy musieli powalczyć trochę mocniej. Na szczęście okazało się, że dobre przygotowanie do sezonu zaowocowało nadspodziewanie dobrą postawą drużyny. Przewyższaliśmy wszystkich rywali pod względem motoryki, organizacji gry i jej jakości. Większość zespołów, z którymi graliśmy dotrzymywało nam kroku do 20 minuty pierwszej połowy. Potem, mówiąc kolokwialnie, odjeżdżaliśmy im. Brawo dla chłopaków, bo podjęli się ciężkiej pracy i uwierzyli w to, że można. Na początku były małe opory z ich strony, ale teraz widzą, że się opłacało.

- O jakich oporach Pan mówi?
- Trenerze, może trochę zwolnimy? O to czasem prosili w okresie przygotowawczym. Grunt, że szybko im przeszło (śmiech).

- Odczuwał Pan wraz z zawodnikami presję ze strony działaczy, kibiców i mediów?
- Od początku było ogromne ciśnienie, bo też cel był jasny. Gdybyśmy nie awansowali, prawdopodobnie w Mielcu skończyłyby się pieniądze na rozwój szczypiorniaka. Wszystkim znudziłoby się utrzymywanie zespołu, który stracił charakter. Obecnie dba się o każdą, nawet najdrobniejszą, kwestię. Na miejscu jest dostęp do siłowni, basenu. Nie pojechaliśmy nawet na obóz przed sezonem, bo doszliśmy do wniosku, że szkoda pieniędzy. Jak widać, takie eskapady wcale nie są niezbędne.

- Cały czas miał Pan do dyspozycji praktycznie całą kadrę, bo kontuzje omijały zespół szerokim łukiem.
- To wynik świetnego przygotowanie fizycznego, które było i jest umiejętnie podtrzymywane. Mimo, iż chłopcy zostawiają zawsze mnóstwo zdrowia na boisku, wszystko jest w porządku. Piłka ręczna to kontaktowy sport i oczywiście jakieś urazy się zdarzały, ale szczęśliwie niegroźne.

- Sezon się wprawdzie jeszcze nie skończył, ale czy jest coś, czego Pan żałuje? Czegoś nie udało się zrobić?
- Pewien niedosyt pozostał po starciu w Pucharze Polski z Wisłą Płock. Tak to się wszystko niefortunnie złożyło, że kilka dni później czekał nas najważniejszy mecz sezonu z Miedzią. Pomimo oficjalnych próśb i pism nie udało się zmienić terminu. Gdyby nie to, kto wie, może udałoby się odprawić wicemistrza z kwitkiem? Mając jednak w perspektywie starcie z Legnicą, należało umiejętnie rozłożyć siły.

- Stal zaliczyła do tej pory dwie nieudane przygody z ekstraklasą. Co należy zrobić, aby w przyszłym roku ten czarny scenariusz się nie powtórzył?
- Wszystko musi zostać znacznie lepiej zorganizowane. Potrzeba przynajmniej pięciu, sześciu wzmocnień. Wydaje mi się, że to wystarczyłoby, żeby namieszać trochę w tabeli. Jak to się mówi - do trzech razy sztuka.

- W ekstraklasie poziom jest dużo wyższy...
- Zgadza się. Dziś w drużynie mamy bodaj ośmiu graczy, którzy niejeden sezon spędzili na parkietach ekstraklasy. W tym roku cały zespół i każdy zawodnik z osobna poczynili olbrzymi postęp. W wielu przypadkach nie odstają oni umiejętnościami od chłopaków występujących w elicie. Wzmocnienia są oczywiście konieczne i powoli z zarządem rozglądamy się za nowymi twarzami. Do końca kwietnia wszystko powinno być jasne.

- Jak podchodzi Pan do zmiany systemu rozgrywek w sezonie 2010/2011?
- Dla mnie to szukanie dziury w całym. Liczba spotkań pozostanie właściwie taka sama. Skończenie z play-off wynika chyba z obawy drużyn walczących o mistrza przed wpadką. Zdarzało się już, że ci którzy zajęli pierwsze miejsce na koniec sezonu zasadniczego przegrywali po drodze w play-off i nie sięgali po złoto. Trochę jednak nie chce mi się wierzyć, że przez to rozgrywki staną się bardziej urozmaicone i atrakcyjne.

- Trener Ryszard Skutnik to dla zawodników bardziej surowy ojciec czy przyjaciel?
- Chyba ktoś pośrodku. Pracowałem już z różnymi nacjami: z Arabami, Francuzami. Zawsze do wszystkich podchodziłem w ten sam sposób. Każdemu daję szansę, żeby się wykazał. Muszę do zawodnika nabrać zaufania i dopiero wtedy on gra. Tu w Mielcu chłopcy to zrozumieli. Jeśli ktoś nie pracuje i nie walczy o poprawę swoich umiejętności to, niestety, musi długo czekać na swoją kolejkę. Czasami może się jej nie doczekać. Podpisując zawodowy kontrakt trzeba się z niego jak najlepiej wywiązywać. Na nikogo nie krzyczę i nikomu nie ubliżam. Czasami po prostu niektórym dziękuje za współpracę. Tak było niedawno z Aleksiejem Prakaptsou, który do Mielca wpadł chyba na wakacje.


Tomasz Czarnota
skut.jpg


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty