Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Siatkówka > Ekstraklasa mężczyzn
Niespodzianka w ekstraklasie siatkarzy - akademicy zdobyli Rzeszów2009-11-09 20:30:00

W meczu 6. kolejki ekstraklasy siatkarzy doszło do niespodzianki. Asseco Resovia przegrała 2-3 we własnej hali z AZS Częstochowa. Nagroda dla najlepszego zawodnika powędrowała do atakującego akademików Bartosza Janeczka.


Asseco Resovia - AZS Częstochowa - 2-3 (29-31, 22-25, 25-15, 25-19, 13-15)


RESOVIA: Redwitz, Grzyb, Perłowski, Wika, Mika, Achrem, Ignaczak (libero) oraz Kreek, Gierczyński.
AZS: Kardos, Nowakowski, Wiśniewski, Łuka, Murek, Janeczek, Zatorski (libero) oraz Wierzbowski, Mikołajczak, Gradowski.

Sędziowali Maciej Twardowski (Radom) i Marcin Herbik (Warszawa). Widzów: 4300.

Druga porażka z rzędu. Czyżby kryzys? Może z udzieleniem odpowiedzi na to pytanie jeszcze się wstrzymajmy. Resovia zagrała osłabiona, co nie zmienia faktu, że kultywuje stare tradycje, czyli przegrywa z zespołami tradycyjnie dla niej niewygodnymi. Skra, ZAKSA, a teraz AZS Częstochowa.

To, w jakim składzie zagrają resoviacy, do samego końca było niewiadome. Grypa zaczyna dziesiątkować zespół. Jej ofiarami padli Mikko Oivanen, Gawryszewski, Papke. Ljubo Travica zaryzykował - do podstawowego składu wstawił niespełna 19-letniego Mateusza Mikę, który w ataku miał zastąpić Oivanena.

Mateusz spisał się dobrze, chociaż w samej końcówce zabrakło mu wyrachowania, ale trudno mieć pretensje do chłopaka, który dopiero zaczyna poznawać tajniki wielkiej siatkówki. Miał rację były siatkarz Resovii, a następnie AZS-u Częstochowa, obecnie szkoleniowiec reprezentacji Norwegii, Dariusz Marszałek, który przed meczem powiedział: "Przewiduję tie-breaka".

Nie najlepszy dzień miał arbiter Maciej Twardowski, przez co na parkiecie było trochę nerwowości. Skoro nerwy puszczają już tak wytrawnemu specowi jakim jest Ljubo Travica, to faktycznie decyzje arbitra muszą być wielce kontrowersyjne. Wszakże kto jak kto, ale serbski szkoleniowiec rzadko kiedy ingeruje w decyzje sędziów.

Pierwszą partię Resovia przegrała jednak na własne życzenie. Resoviacy prowadzili już 24-21, a ciężar gry wziął na swoje barki Aleh Achrem - kończył dosłownie wszystkie piłki w ataku. Stare przysłowie głosi jednak, że nic nie trwa wiecznie. Całe zło zaczęło się od setbola. Najpierw z zagrywki piłkę na aut posłał Łukasz Perłowski, który po blisko rocznej przerwie powrócił na parkiet i spisał się naprawdę bardzo dobrze. Potem, po ataku Łukasza Wiśniewskiego, przy stanie 24-23, piłka wyszła poza końcową linię, ale arbiter był innego zdania. No i zaczęło... Nerwową końcówkę lepiej psychicznie wytrzymali goście. Wspomniany Wiśniewski skuteczną "czapą" zakończył pierwszego seta.

Resovia grała bardzo nierówno, wręcz zrywami. Niepokoić musi dyspozycja Marcina Wiki. To już drugi z rzędu naprawdę słaby występ reprezentanta kraju. Fatalnie grał na przyjęciu, nie przyjmował "flopów", słabo atakował, a i jego zagrywka nie miała tej mocy, co jeszcze nie tak dawno temu.

Kibice na trybunach przeżywali różne nastroje - gospodarze prowadzili 15-12, by po chwili przegrywać 17-20. Goście w końcu znaleźli skuteczny sposób na Achrema, blokując jego ataki. Właśnie w samej końcówce Białorusin nie był w stanie przebić się przez szczelny blok częstochowian. Ljubo Travica zdecydował się ściągnąć z parkietu wspomnianego Marcina Wikę, desygnując do gry Krzysztofa Gierczyńskiego. "Gierek" zagrał znakomicie i to był chyba jego najlepszy występ od kiedy przeniósł się z Częstochowy do Rzeszowa. Kapitalna zagrywka, przyjęcie, atak, wspomaganie bloku - czegóż można więcej wymagać?

W sporej części odciążył Achrema, dzięki czemu Resovia bez problemu dwa kolejne sety wygrała, ba - wręcz rozniosła rywala. Jednak tie-breaki rządzą się swoimi prawami. Pełna dramaturgia - ze stanu 2-2 gospodarze na skutek własnych błędów stracili pod rząd cztery punkty, a potem rozpoczęła się rozpaczliwa pogoń za rywalem. Bardzo dobrze w bloku grał przede wszystkim Łukasz Perłowski, wspierany przez Wojciecha Grzyba. Kiedy gospodarze najpierw zablokowali Murka, było 12-12, a potem to samo zrobili z Wiśniewskim, wydawało się, że dwa punkty pozostaną w Rzeszowie. Niestety w końcówce Rafael Redwitz zaryzykował, mógł wystawić piłkę do Achrema, ale wybrał na prawym skrzydle Mikę, który nie skończył ataku. Potem wybrał po lewej stronie Białorusina, ale tam czekał na jego przyczajony blok rywala, który tym razem był nie do przejścia.

Zdaniem trenerów


Andrzej Kowal, drugi szkoleniowiec Asseco Resovii: - Nie chcemy się usprawiedliwiać, ale grypa wyeliminowała naszych atakujących z gry. Mam tu na myśli Papke i Oivanena. Niestety, słabo na przyjęciu zagrał Marcin Wika. Na pocieszenie pozostaje fakt, że jeszcze słabszy był w tym elemencie Dawid Murek, ale punkty zabrał jego zespół. Musimy z Marcinem indywidualnie popracować na treningach, właśnie koncentrując się na przyjęciu. Zagraliśmy w eksperymentalnym składzie, a Łukasz Perłowski pokazał, że jest siatkarzem wielkiego formatu - prawie rok przerwy w grze, a w bloku był i tak najlepszy. Teraz mamy przerwę w rozgrywkach. W trakcie niej towarzyskie potyczki z Iskrą Odincowo. Mamy nad czym popracować i nie możemy zmarnować czasu.

Grzegorz Wagner, szkoleniowiec AZS Częstochowa: - Zawsze, kiedy przyjeżdżam do Rzeszowa, ogarnia mnie nutka refleksji. W 1984 roku debiutowałem  na parkietach ekstraklasy w barwach Anilany Łódź właśnie przeciwko Resovii, a mój zespół prowadził wówczas Jan Strzelczyk, ponad 20 lat związany z Resovią. Wracając jednak do meczu, to myślę, że wygraliśmy zasłużenie. Wykazaliśmy się większą odpornością psychiczną. Resovia była osłabiona, ale my też nie mogliśmy skorzystać z usług Fabiana Drzyzgi, ale znakomicie na rozegraniu zastąpił go Marek Kardos. To właśnie on w pierwszych dwóch setach, w newralgicznych momentach, stając na zagrywce, sprawił, że zdobywaliśmy bezcenne punkty, dołując gospodarzy. Wygrana cieszy, tym bardziej, że Resovia to przecież jeden z kandydatów do mistrzowskiego tytułu.

Adam Rusinek, prezes Asseco Resovii: - Przegraliśmy, to przykre, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Odnalazł się przede wszystkim Krzysiek Gierczyński, który rozegrał kapitalny mecz, a Mateusz Mika spisał się doskonale. W ostatniej chwili musieliśmy zmienić taktykę gry. Nie mogło być inaczej, skoro w ostatniej chwili ze składu wypadło dwóch atakujących. Z porażki nie czynimy tragedii. Najważniejsze, by wyciągnąć z niej właściwe wnioski. Wciąż powtarzam: mamy bardzo dobry zespół, a AZS Częstochowa to rywal, który napsuje jeszcze krwi wielu faworytom.


sovia2.jpg



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty