Koszykarze Miami Heat pokonali Chicago Bulls 85-75, doprowadzając do remisu 1-1 w finałach Konferencji Wschodniej NBA. Nie było to widowisko zapierające dech w piersiach. W czwartej kwarcie uzyskano zaledwie 24 punkty i wcale nie wynikało to z ekstremalnie wymagającej obrony.

- Na pewno taki sposób gry miał prawo się niektórym nie podobać – zgodził się Lebron James. Miami nie mogło sobie pozwolić na kolejne niepowodzenie, gdyż wówczas znalazłoby się w niezwykle trudnym położeniu przed dwoma meczami we własnej hali. Jednak po pierwszych 12 minutach traciło do rywali siedem punktów. Na skromne prowadzenie wyszło jeszcze przed zmianą stron, a w drugiej części przejęło kontrolę.

Doprowadziła do tego przewaga w zbiórkach. Goście byli aktywni szczególnie pod swoim koszem, nie dopuszczając „Byków” do akcji z ponowienia. – Jeśli nie jesteś agresywny na tablicach, nie możesz wygrać. Oni walczyli o każdą piłkę – podkreślał trener Tom Thibodeau. Najskuteczniejszy okazał się James, który uzyskał 29 punktów, 10 zbiórek i 5 asyst.  Następne starcie w niedzielę.

rb