W najbliższą sobotę koszykarki Wisły Can-Pack Kraków rozegrają swój pierwszy oficjalny mecz w sezonie 2009/2010. – Potrzeba jeszcze nieco czasu. Trenujemy ze sobą niecałe dwa miesiące. Ale z każdym kolejnym spotkaniem powinno być coraz lepiej – mówi z optymizmem jedna z najbardziej doświadczonych zawodniczek, Anna Wielebnowska.

Chociaż MBK Rużomberok zostało pokonane w ostatnim sparingu, skrzydłowa „Białej Gwiazdy” wyraża połowiczne zadowolenie. – Nie była to zbyt udana inauguracja. Nie potrafię dokładnie powiedzieć, co się z nami stało. Gramy w niepełnym składzie. Czekamy jeszcze na dwie koleżanki. Kiedy będziemy w komplecie, nasza gra będzie wyglądała lepiej – przyznaje. Największą bolączką była słaba skuteczność. Momentami zawodziła organizacja akcji. - W naszej grze było troszkę szalonej koszykówki. Musimy się uspokoić.
Zdaniem zawodniczki nie brakuje jednak argumentów skłaniających do pozytywnego nastawienia. – Na pewno jesteśmy zmęczone po okresie przygotowawczym. Treningi dają nam w kość, ale są bardzo mądre. Na pewno przyniosą dużo pożytku na przyszłość – tłumaczy.
Dla wiślaczek będzie to pierwszy sezon pod wodzą Jose Ignacio Hernandeza. Krakowscy kibice przyjęli go bardzo gorąco, a podczas sparingu skandowali jego nazwisko. Znakomicie rozumieją, że potrzebuje on kredytu zaufania. - Ta drużyna będzie się dogrywała, żeby kompletnie zrozumieć koncepcję trenera. Jest praktycznie nowa, dlatego nie będzie od razu funkcjonować bezbłędnie – zgadza się Wielebnowska.
Sama powróciła do gry po długiej przerwie spowodowanej kontuzją i widzi rezerwy w swoich możliwościach. - Na razie dochodzę do siebie. Fizycznie czuję się dobrze, ale tak długi rozbrat z koszykówką zrobił swoje. Muszę dojść do pełnej dyspozycji. Mam nadzieję, że mi się to uda, ponieważ chciałabym pomóc w odzyskaniu mistrzowskiego tytułu.
Robert Błaszczyk