- Ciężko zapracowaliśmy sobie na zwycięstwo – komentował Derek Fisher banalnymi słowami wyjazdowe zwycięstwo Los Angeles Lakers nad Boston Celtics 91-84. Mimo 13 lat na parkietach NBA nie potrafił opanować emocji, których rzeczywiście nie brakowało.

„Jeziorowcy” objęli prowadzenie w Finałach 2-1, ale kolejne dwa spotkania odbędą się w bostońskiej TD Garden. Losy ich pierwszej wygranej w serii poza domem rozstrzygnęły się dopiero w czwartej kwarcie, chociaż na półmetku posiadali 12-punktową przewagę.

Przed decydującymi minutami na parkiecie było równie ciekawie. W pewnym momencie ekipa z Los Angeles prowadziła różnicą 17 „oczek”, zaś miejscowi siedmioma. – Na razie obrona funkcjonuje po naszej myśli i nie chcemy tego zmieniać – zaznaczył Doc Rivers po trzeciej kwarcie. Tuż po wznowieniu gry jego podopieczni zmniejszyli straty do dwóch punktów (67-68) i byli o krok od przejęcia kontroli nad wydarzeniami. Wynikało to po części z samolubnej postawy Kobe Bryanta, któremu tym razem szwankował celownik (10-29 z gry).

Przełamanie dał Pau Gasol, a mocne wsparcie na obu krańcach parkietu przyszło ze strony rezerwowego Lamara Odoma, który niespodziewanie pozostawał w cieniu kolegów w trakcie play-off. Ten bez ani jednej pomyłki dołożył 12 punktów.

Boston Celtics – Los Angeles Lakers 84-91 (17-26, 23-26, 21-15, 23-24)

CELTICS: Garnett 25, Pierce 15, Davis 12, Rondo 11, T. Allen 7, Perkins 5, Robinson 5, Wallace 2, R. Allen 2.
LAKERS: Bryant 29, Fisher 16, Gasol 13, Odom 12, Bynum 9, Brown 4, Artest 2, Walton 2, Farmar 2, Vujacić 2.

rb