– Na pewno druga bramka pozwoliła się nam poczuć pewnie. Potem stwarzaliśmy sobie sytuacje i skończyło się na trzech trafieniach. Dzięki nim zdobyliśmy cenne punkty – podsumował wygraną Wisły nad Ruchem Patryk Małecki.

W 17. minucie wiślacy objęli prowadzenie, do czego przyczynił się swoją indywidualną akcją. – Trener wymagał od zawodników na skrzydłach, aby podejmowali pojedynki jeden na jeden, jeśli nadarza się do tego okazja. Mi się to akurat dzisiaj udało. Wyprzedziłem Grzegorza Bronowickiego i dograłem w pole karne. Dobrze, że znalazł się tam Andraż Kirm – wspominał sytuację, po której Wisła zepchnęła rywali do defensywy. Ci przebudzili się dopiero w drugiej połowie.

Ta zaczęła się jednak od niespodziewanej straty gola. –- Strzeliliśmy trzy bramki, ale nasza gra w obronie wyglądała blado. Podejmujemy zbyt pochopne decyzje i popełniamy błędy takie jak ten po przerwie. W szatni przypominaliśmy o koncentracji, a wyszliśmy na boisko i straciliśmy gola. Tak nie może być szczególnie na swoim boisku. To my powinniśmy się rzucić na Ruch. Ważne, że potrafiliśmy się podnieść – zaznaczył Małecki.

Tym razem nie wpisał się  na listę strzelców, ale efektywnie pracował dla drużyny. I jak podkreślił, nie czuł z tego powodu żadnego niedosytu: - Nie liczy się, kto strzela bramki. Liczą się zwycięstwa.

rb