Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC o paradoksach polskiego futbolu i prawie Kopernika-Greshama...
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (641)

A jednak Ari Sigurpalsson do zapamiętania!

Większego paradoksu w polskim sporcie wyczynowym trudno znaleźć. Mniej więcej, o jednym czasie, mieliśmy bowiem do czynienia z dwoma wewnętrznie sprzecznymi wydarzeniami… Na ekskluzywnej scenie piłkarskiej, jakim jest stadion Nou Camp w Barcelonie, kilkadziesiąt tysięcy rozentuzjazmowanych Katalończyków  witało świeżo upieczony nabytek Barcy - Polaka Roberta Lewandowskiego, a w islandzkim Reykjaviku tamtejszy klub piłkarski Vikingur upokorzył mistrza Polski - Lecha Poznań, w ramach rozgrywek trzeciorzędnego pucharu europejskiego. Zwycięską bramkę dla gospodarzy zdobył zawodnik o nazwisku, którego za cholerę nie da się wymówić i trudno zapamiętać…


Pikanterii tego blamażu dodaje fakt osłabienia „Vikingów”, których czołowi zawodnicy nie dali rady zwolnić się z roboty na te parę godzin w dniu meczowym. Zestawiam te dwa wymowne fakty także dlatego, ze rzeczony Lewandowski wychynął na szczyty światowego futbolu z tego samego Lecha, wytransferowany 12 lat temu do Borussii Dortmund! Zawstydzająca porażka w Reykjaviku niesie ze sobą uogólniającą refleksję o zapaści naszej klubowej piłki. Nie dość, że w tym sezonie odpadły w rekordowo szybkim tempie z eliminacji najważniejszych pucharów, to liczba klubów na kontynencie, z którymi mogą pokusić się o zwycięstwo skurczyła się do minimum w postaci tych z Gibraltaru, San Marino, czy Andory… W tym miejscu zastrzeżenie o wyjątku od reguły, jakim pozostaje częstochowski Raków, przy czym przy ogólnej ocenie jedna jaskółka wiosny przecież nie czyni.


Szukając pointy do tej jeremiady, jedną przyczynę tej niewydolności sportowej chciałbym wyjaskrawić, zwłaszcza po kompromitujących meczach Lecha. Być może moja konstatacja obciążona jest nadmiernym subiektywizmem, no, ale korzystam z prawa przypisanego do felietonu. Mówiąc zatem prosto z mostu, podważam niniejszym przydatność obcokrajowców, grających w polskich zespołach, w meczach o punkty w klubowej rywalizacji międzynarodowej! Nawet ci, brylujący w ligowej młócce, na wyższym stopniu wtajemniczenia przeważnie zawodzą. Czyżby trudniej im było o motywację imperatywem patriotycznym, w naturalny sposób ujawniającym się u rodaków? Coś na rzeczy być musi, albowiem efekt coraz bardziej przechodniego charakteru jaki nabiera ich obecność w polskim futbolu, systematycznie się pogłębia. Z ich licznych wypowiedzi jasno widać, że traktują pobyt u nas jako etap przejściowy w drodze do klubów zachodnioeuropejskich. Nie dziwota, że trudno ich skłonić nie tylko do „umierania” za polskie, klubowe barwy, ale i zmusić do zostawiania „wątroby” i „serducha” na placu gry.


Kiedy się wyrzuca naszym prezesom, że skupują obcokrajowców, blokując szanse rozwoju polskiej młodzieży, zawsze pada replika o większej rentowności tego procederu. Na takie dictum mam tylko jedną odpowiedź, akurat z repertuaru mojej niezapomnianej teściowej: „co tanie, to drogie!”. Komu trudno zaakceptować ten sprywatyzowany argument, niech przypomni sobie, co na ten temat mówi prawo Kopernika-Greshama…

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty