Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > I liga > Wiadomości I liga
RYSZARD NIEMIEC: Klub z Powiśla Dąbrowskiego puka do ekstraklasy, to taki sam kawałek Polski jak Polesie, Kujawy, Nadodrze czy Kaszuby...2013-04-01 14:30:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (179)

Nieciecza jak Stal Mielec, czy jak Union?


Niebawem stuknie czterdzieści lat od chwili, kiedy jedenastka Stali Mielec zdobyła pierwszy tytuł mistrza Polski… Oparta po części na własnych wychowankach (Gąsior, Kukla, Lato, Wiącek, Karaś, Sekulski), a wzmocniona groszowymi transferami  perspektywicznych graczy, ale jeszcze bez osiągnięć (Kasperczak, Rześny, Kosiński, Rachwał, Stój) plus skierowany przez władze wojewódzkie i federacyjne reprezentacyjny napastnik z Rzeszowa Domarski, drużyna mielecka okazała się szlagierowym zwycięzcą ligi. Jej fenomen polegał na tym, że pochodziła z 40-tysięcznego miasta powiatowego, co oznaczało wyprowadzenie zaszczytnego tytułu na głęboką prowincję. Kiedy za trzy lata przyszło przyjechać do Mielca królewskiemu Realowi Madryt, jego sztabowcy nie mogli znaleźć tego miejsca na mapie. Jakież było ich zdziwienie, kiedy z sekretariatu Stali przyszedł faks wskazujący miejscowe, fabryczne lotnisko, jako miejsce lądowania samolotu z Madrytu…


Bo prowincjonalność mieleckiego klubu miała jedynie aspekt geograficzno-komunalny, natomiast inne parametry statusu Mielca stawiały go w rzędzie absolutnych nosicieli nowoczesności. Było to centrum polskiego przemysłu lotniczego, zbudowanego w ramach obronnych przygotowań II Rzeczypospolitej, a rozbudowanego w PRL, jako wiodący zakład produkcji samolotów szkolno-treningowych, bojowych i rolniczych. Pochodzący z mieleckich zakładów odrzutowiec M-15 wywołał na paryskim salonie furorę jako samolot wielozadaniowy. Załoga tamtejszej fabryki WSK to najwybitniejsi specjaliści w swoich profesjach, ściągani masowo z zakładów lotniczych w Warszawie, Bielska-Białej, a także poznańscy „cegielszczacy”, liczni inżynierowie ze Śląska, Wrocławia. Zadbali o to, aby czynnikiem spajającym społeczność z różnych stron Polski był sport wyczynowy, z futbolem jako szczególnie uprzywilejowaną dziedziną.


Najbardziej na fenomenie Mielca skorzystała narodowa reprezentacja, bo tacy piłkarze jak Lato, Kasperczak, Rześny, Domarski, nieco później Kukla, okazali się kadrowym kręgosłupem słynnej złotej drużyny Kazimierza Górskiego. To Kasperczak odebrał piłkę Anglikom, podał do Laty, ten znalazł po drugiej stronie boiska Domarskiego, a Jasiu walnął gola Shiltonowi na Wembley, co miało stać się momentem uwierzytelniającym niebywałe postepy naszego futbolu. Złożyły się na nie złoty i srebrny medale olimpijskie w Monachium i Montrealu, dwa miejsca na podium finałów mistrzostw świata w Niemczech i Hiszpanii, a także miejsce w pierwszej szóstce na MŚ w Argentynie. Można gdybać, czy doszłoby do takiego obrotu sprawy, gdyby nie znaczący wkład ośrodka mieleckiego, ale nawet przy całym sceptycyzmie wobec tak postawionego pytania, odpowiadam, że bez Stali i jej najwybitniejszych piłkarzy, w żadnym razie nie doszłoby!


Ten nieco przydługi wywód historyczny wiąże się z pewnym współczesnym problemem socjalnym polskiego systemu rywalizacji piłkarskiej. Wbrew magicznym zaklęciom i tezom ekspertów, menadżerów i pięknoduchów, którzy wyznają teorię nierozłączności wielkiej, zawodowej piłki z klubami wielkich aglomeracji miejskich, u nas i nie tylko u nas, bywa, że wielki klub powstanie i eksploduje gdzieś na prowincji, gdzie diabeł mówi „dobranoc”! Problem nabrał aktualności, bo oto od dwóch sezonów do ekstraklasy „wybiera się” Termalica Nieciecza, do której w tym sezonie dołączyła Flota Świnoujście…


Ten pierwszy klub mogąc stanowić przykład zdrowych zasad inwestowania w futbol, zyskał w środowisku opinię dobrze zorganizowanego organizmu, nad którym pieczę sprawuje małżeństwo właścicieli w osobach państwa Danuty i Krzysztofa Witkowskich. Ekonomiczną podstawą klubu pozostaje dobrze prosperujący, potężny zakład wytwórczy produkcji betonów, którego bazy produkcyjne rozsiane są po całej południowo-wschodniej Polsce. Witkowscy chcą inwestować w klub jako nośnik promocji, wychodzi im to bardzo udanie; niestety, nie wiedzieć z jakich przyczyn, niektórzy starają się im tę zbożną chęć wybić z głowy. Nie w smak im, na przykład, konieczność podróżowania w strony, wedle nich „zapomniane przez Boga i ludzi”, uwiera ich pytanie: ”jak to możliwe, aby w sołectwie zamieszkałym przez siedemset obywateli możliwe jest istnienie lidera pierwszoligowej stawki zespołów?” Powiśle Dąbrowskie, taki sam kawałek Polski jak Polesie, Kujawy, Nadodrze, Kaszuby, że wymienię te akurat, leży bliżej centrum kraju, aniżeli, dajmy na to, Lubin, Bielsko-Biała, czy Szczecin, do których podróżowanie jest bardziej uciążliwe. Żyją tam tacy sami ludzie, jak gdzie indziej, pracujący i płacący takie same podatki, jak warszawiacy, czy poznaniacy i korzystają z tych samych praw obywatelskich.


Innego zdania okazują się być prominenci piłkarskiej magistratury, coraz częściej wypowiadający się, już nie przekąsem i ironią, ale z jawną dezaprobatą dla wysiłku ludzi z Niecieczy: właścicieli, trenerów, zawodników. Skrajną manifestacją ręcznego sterowania efektami rywalizacji sportowej są zapowiedzi utrącenia Termaliki z rozgrywek szczebla najwyższego, na drodze szlabanu licencyjnego. Z najwyższych ambon PZPN co i raz słychać doradę, "płynącą z czystego, życzliwego serca”, aby właściciele Termaliki nie stawali na uszach w staraniach o awans do ekstraklasy. Wspólnie z Flotą mogą sobie odpuścić i grzecznie zwolnić miejsce dla… Bydgoszczy, Gdyni, Legnicy, Tychów… W przeciwnym razie, wysokie licencyjne gremia PZPN wskażą klubowi miejsce w szyku i zablokują drogę awansu, choćby wywalczonego w najlepszym stylu!!!


Jednym z argumentów przytaczanych na obronę tego przejawu arogancji, okazuje się niechęć futbolowych maharadżów zarządzających warszawską Legią, do peregrynacji do Niecieczy. Chcąc sobie przypomnieć jakiś kraj, w którym skład najwyższej klasy rozgrywkowej w futbolu układano w myśl życzeń władzy centralnej, wróciłem do sytuacji, jaka miała miejsce w latach 70-tych w NRD. Awansowała tam do ekstraklasy drużyna z małej, zagubionej w lasach, osady przemysłowej w Turyngii i zaczęła sobie w niej całkiem śmiało poczynać… Do czasu, dopóki nie zjawiła się tam jedenastka Dynama Berlin w otoczeniu wianuszka pułkowników STASI. Nie mogąc znieść zasłużonej porażki swej bezpieczniackiej drużyny, doprowadzili do jej rozwiązania, na podstawie tzw. obligatoryjnej „geografii sportu”, narzucanego przez ministerstwo. W myśl wspomnianej rozpiski ten bezirk Turyngii, miał zadanie specjalizować się w narciarstwie, pływaniu i lekkoatletyce, a nie w futbolu. Zespół wycofano po I rundzie! Mam nadzieję, że metody enerdowskie nie znajdą naśladownictwa w wolnej Polsce!


Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty