Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Ekstraklasa > Wiadomości ekstraklasa
RYSZARD NIEMIEC apeluje o pozytywny stosunek do idei powrotu Smudy na wiślacką ławkę2013-06-02 13:48:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (188)

Rozmyślania na ingres Smudy


Kiedy trenerem rzeszowskiej Stali, podówczas drużyny z ekstraklasowej półki, został legendarny węgierski napastnik, center złotej jedenastki - Nandor Hidegkuti, kierujący napadem z Puskasem, Csiborem, Kocsisem i  Budaiem (ewentualnie Palotasem, Tothem I, Tothem II, Fenyvesim) w składzie, poleciałem na pierwszy jego trening z wypiekami na twarzy. Spodziewałem się zastać rwącego się do praktycznego demonstrowania swego kunsztu Domarskiemu, Kozerskiemu, Ostafińskiemu i kolegom. Tymczasem przy bocznej linii stał pięćdziesięcioletni dżentelmen - posąg, w stylowym trenczu, kapelusiku tyrolskim z piórkiem, obuty w szpanerskie mokasyny. Stał i patrzył beznamiętnie na zajęcia prowadzone przez asystenta Oresta Lenczyka. Sympatyczny pan miał jednak do siebie stosunek realistyczny i nigdy nie dał się przyłapać na jakimś przejawie gwiazdorstwa. Podczas jednej z konferencji prasowych, zagadnięty przez kolegę Kosiorowskiego o najtrudniejszego przeciwnika reprezentacji Węgier w drodze do finału mistrzostw świata 1954, powiedział, że była nim… Polska! Poczucie humoru zaiste niesamowite, zważywszy na fakt oddania przez nas walkowerem dwumeczu eliminacyjnego z ekipą Gustava Sebesa.


Półroczny pobyt Hidegkutiego nad Wisłokiem upłynął pod znakiem bardzo luźnego, niekiedy nawet luzackiego, stylu prowadzenie drużyny i nie dziwota, że zakończył się jej degradacją. Wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie jak bardzo zawodne bywa przypuszczenie zakładające, że były wielki piłkarz nie gwarantuje a priori skuteczności swego warsztatu szkoleniowego. A ponieważ miałem też okazję oglądania w akcji piłkarza Franciszka Smudy, ściągniętego do Mielca ze Śląska, tradycyjnego terenu łownego mieleckich szperaczy, na jego kolejne entre na Reymonta patrzę z mieszanymi uczuciami. Efekt Hidegkutiego zatem Wiśle raczej nie grozi, ale na baczności trzeba się mieć, bo licho nie śpi. Franz zaliczył bowiem dwie poważne wtopy: nie poradził sobie ze skomplikowaną machiną narodowej reprezentacji, własnoręcznie skonstruowaną. Ostatnie miejsce w finałach mistrzostw Europy, rozgrywanych na swoim terenie, co wiązało się z podaniem na tacy uczestnictwa w nich bez potrzeby wysilania się w eliminacjach, to czarna plama na hipotece trenera, uważającego się od lat za godnego selekcjonerskiej buławy. Także od bardzo dawna dzisiejszy trener Wisły nadstawiał uszy na sygnał wzywający go na salony klubów Bundesligi. Jako jeden z nielicznych szkoleniowców, rozdartych pomiędzy cywilizacjami niemiecką i polską, miał pewne atuty do udanego debiutu w zaodrzańskim futbolu. Doczekał się w końcu oferty, aliści obciążonej Himalajami trudności obiektywnych. Wziął drużynę z Ratyzbony, nie dość, że drugoligową, to jeszcze świecącą jaskrawą czerwienią latarni outsidera. A jednak najął się do tej roboty, w której nie miał szansy minimalnego spełnienia. Tam zgadzała się jeno kasiora, a ta, ostatnimi laty, stawała się wyznacznikiem poczynań Smudy.


Na szczęście, czy raczej na nieszczęście, w Wiśle płacowe zapusty się skończyły. O skoku na kasę nie ma co mówić. Smuda znakiem tego staje po raz pierwszy przed perspektywą pokazania się w naszej lidze jako główny sprawca postępów Białej Gwiazdy. Nie jako beneficjent spirali wzmocnień najlepszym materiałem zawodniczym w dowolnej liczbie i na statusie reprezentantów kraju. Nie odczuje też komfortu opływania w przywileje socjalne drużyny o najwyższym budżecie w ekstraklasy… Współczesne realia wiślackie nie mają prawa się umywać także, do dobrze znanej Frankowi aksamitnej ekonomiki Legii, Lecha, Widzewa, czy Zagłębia Lubin, gdzie na lukullusowe życie zarabiał. Epizodu ze stażem w Odrze Wodzisław nie liczę, bo tam znaczącym ekwiwalentem materialnym był osobisty urok prezesa Ireneusza Serwotki i poczucie lokalnego patriotyzmu, tkwiącego w duszy tego rodaka Ziemi Wodzisławsko-Rybnickiej, ze szczególnym uwzględnieniem miejscowości Lubomia…


Wiślacka, kadrowa, trenersko-zawodnicza Realpolitik, powinna być uwzględniana i zaakceptowana przede wszystkim przez szerokie kręgi kibiców, a przez bywalców trybuny północnej w szczególności! Najwyższy czas pojąć, że ten klub jest spółką prawa handlowego, które pozwala właścicielowi prowadzić ją wedle własnych upodobań i pomysłów. Stać go nawet na działanie, pojmowane jako metoda prób i błędów, niechby personalnych i nikt mu tego nie zabroni. To rzekłszy, apeluję o pozytywny stosunek do idei powrotu Smudy na wiślacką ławkę, co nie jest - mam nadzieję - mechaniczną powtórką z rozrywki, ale całkowicie nowym otwarciem. Smuda wie, że w przypadku klapy, kolejnego nie będzie...


Ryszard Niemiec


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty