Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Lekka atletyka > Wiadomości LA
RYSZARD NIEMIEC o przekrętach koksowniczych w lekkoatletyce i sprawie dopingowej piłkarza Cracovii2015-08-16 17:46:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (303 bis)

Przed ogłoszeniem stanu epidemii…


Ze świata sportu wyczynowego nadchodzą wiadomości, które bardziej pasują do medialnych rubryk kryminalnych, bez względu na to, czy informują o przestępstwie krajowym czy też zagranicznym. Na czoło wybijają się newsy o masowych przykładach przekrętów koksowniczych, które już w XXI wieku zdominowały rezultaty olimpijskich zmagań w lekkiej atletyce. Według niektórych szacunków, co trzeci medalista olimpijski był naszprycowany i niewychwycony przez rozbudowane komórki antydopingowe MKOl i branżowych federacji. Nie mam zdrowia wgłębiać się w detale tego skurwysyństwa koksiarzy i tych nadętych buców Światowej Federacji Lekkiej Atletyki, którzy w pogoni za komercyjnymi sukcesami zawodów, stymulują wysokość nagród w płatnych mitingach, ale wiem jedno, że weszliśmy w przemysłową fazę masowego, nielegalnego śrubowania rekordów, zwłaszcza w konkurencjach biegowych.


W tym kontekście pada na pysk stereotyp o antropologicznych i środowiskowo-klimatycznych powodach, dla których świat nie ma szans z biegaczami kenijskimi, etiopskimi, czy tymi pochodzącymi z Maghrebu. Czarnoskóre gazele, opiewane od lat jako niedościgłe, okazuje się, całkiem śmiało łykają stymulujące proszki, dokonują transfuzji krwi, a zawodniczki wzorem prekursorek z NRD, sięgają nawet po doping ciążowy! Szarlataneria dopingowa, jeszcze trochę, wyjdzie triumfalnie z podziemia, korzystając z  obywatelskiego prawa wolnego wyboru i korzystając z innego prawa - zasiedzenia - rozwijać się będzie, na pohybel pięknoduchów i wyznawców wypłowiałego hasła: ”sport to zdrowie!”.


Mam wrażenie, że władze polskiej lekkoatletyki z wolna zaczynają się dopasowywać do nadchodzącego Armageddonu. Oto na krakowskich mistrzostwach Polski rozgrywanych w Krakowie, mieliśmy okazję oglądać zagadkową ceremonię dekoracji medalami polskich sportowców, którzy w wyniku dyskwalifikacji zawodników innych państw, przesunęli się po czasie do pierwszych miejsc na pudle. Ceremonia odbyła się przed rozegraniem pierwszych konkurencji krajowego czempionatu, bo była swoistym post scriptum europejskich imprez seniorskich i młodzieżowych (może nawet mistrzostw kontynentu?). Wśród beneficjentów dyskwalifikacji konkurentów, zapewne koksowiczów (spiker miał kłopoty ze zdefiniowaniem przyczyn nowej dekoracji) znaleźli się krakowscy chodziarze na czele z olimpijczykiem Sudołem. Nie dowiedzieliśmy się, przy okazji, czyim kosztem spadły na naszych zawodników niespodziewane awanse daleko za metą, o kim warto pomyśleć, że jest nieuczciwym agonistą, przynoszącym wstyd krajowi, klubowi, dyscyplinie, samemu sobie…


Na marginesie tej kuriozalnej ceremonii warto zauważyć, że mimo upływu wielu dekad od czasów odkrycia nielegalnych praktyk dopingowych, procedury ich wykrywania coraz bardziej przeciągają się w czasie. Wykrywalność ryzykanckich kamikadze coraz bardziej się anachronizuje i tym samym relatywizuje, stając raptem ciekawostką z życia mistrzów… Ze zdumieniem przyjąłem wiadomość z tego cyklu, powstałą przy okazji tegorocznego Memoriału Janusza Kusocińskiego. Na liście startowej rzutu młotem znajdował się niejaki Tichon, Białorusin, wielokrotny recydywista, łapany co jakiś czas na szprycerce. Gościu dobiegający czterdziestki zachowuje się jak Wańka-wstańka. Dopadają go kontrolerzy na pozytywnym teście, on spokojnie przeczekuje dyskwalifikację, i ponownie wraca do koła, zdobywa laury i medale, po czym sytuacja wraca da capo al fine. Aktualnie był w stanie zresocjalizowania, więc chciał wystartować u boku naszego Fajdka. Nie jest jasne, komu przyszło do głowy zaprosić go do Polski, na szczęście czuwali sami zawodnicy na czele z Majewskim i Małachowskim. Wysłali do Białorusina list z propozycją nie do odrzucenia, a w nim dając mu do zrozumienia, że nie będzie mile widziany na mitingu pod wezwaniem wielkiego polskiego sportowca o życiorysie bohatera narodowego. Niezrozumiała pozostaje sytuacja, w której impreza, jedna z najważniejszych w kalendarzu PZLA, narażona jest na sporą konfuzję czarnego PR-u, przed którą ratują związek sami zawodnicy? Dla związku lekkoatletycznego problem dopingu nie jest żadną nowością, przynajmniej od czasów maratończyka Niemczaka, snującego opowieści o winie dentysty, używającego niedozwolonego preparatu znieczulającego…


Natomiast PZPN, na którego spadła, jak grom z jasnego nieba, sprawa dopingu piłkarza Cracovii - Dawida Nowaka, wykazał operatywność personelu wiejskiego ośrodka zdrowia. Komisja Dyscyplinarna, niedawno wsławiona nawiązywaniem do filozofii prawa Ateńczyka Drakona, przy ferowaniu wyroku na Kazimierza Grenia któremu wrzepiono „dychę”, na łapu capu zdyskwalifikowała Nowaka. Byle zdobyć poklask i wykazać się pryncypialnością. Dziś okazuje się, że nie respektowano procedur, zaniedbano nakazu wysłuchania podejrzanego, znanego skądinąd jako odwiecznego pacjenta gabinetów lekarskich, zawodnika-nieszczęśnika, co i raz kontuzjowanego i leczonego na rozmaite, nawet niekonwencjonalne metody. No, i wyszedł bubel orzeczniczy, powodujący ponowne rozpatrzenie sprawy, a w przypadku fałszywej diagnozy, inspirujący Nowaka do wniosku o pokrycie strat z racji straconego sezonu.


Ryszard Niemiec



więcej wiadomości >>>
2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty