Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC o wyborach w Polskim Związku Piłki Siatkowej
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (598)

Siatkówka: Rychu na aucie!

Wbrew powszechnej opinii, zjazd sprawozdawczo-wyborczy delegatów Polskiego Związku Piłki Siatkowej zakończył się wynikiem oczekiwanym przez dobrze zorientowanych obserwatorów. Niestety, nie załapałem się do ich grona, bo stawiałem na Ryszarda Czarneckiego, jako zwycięzcę wyścigu po prezesurę. Tymczasem wygrał z miażdżącą przewagą (88:2) znakomity, reprezentacyjny siatkarz, aktualny prezes najlepszego klubu na kontynencie - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Sebastian Świderski.


Wpisał się w ujawnioną już w piłkarstwie polskim tendencję stawiania na prezesurę legendarnych, emblematycznych dla dyscypliny byłych zawodników, że wskażę na Grzegorza Lato i Zbigniewa Bońka. Nie wchodząc w szczegóły trafności tego typu wyborów, pewne jest jedno, że tendencja ogarnia także inne dyscypliny. Najświeższe rozstrzygnięcia wyborcze na zjazdach pływaków dały inwestyturę związkową multimedalistce olimpijskiej Otylii Jędrzejczak, u pięcioboistów nowoczesnych prezesowską godnością obdarzono Gerarda Pyciaka-Peciaka, mistrza olimpijskiego z Montrealu.


W moich jednakowoż przymiarkach, głównym kandydatem na szefa siatkarskiej federacji był europoseł z ramienia PiS - Ryszard Czarnecki. Cokolwiek by o nim powiedzieć, postać to nietuzinkowa, kilkanaście dni temu mianowany pełnomocnikiem rządzącej partii do spraw sportu. Gościu ma na koncie nie byle jaką funkcję wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, piastował w swoim czasie urząd wiceministra kultury, kiedyś aspirował do miana prezydenta Wrocławia, prywatnie jest zięciem polskiego kosmonauty - gen. Mirosława Hermaszewskiego. W wolnych chwilach zajmuje się publicystyką w prawicowych mediach. Jak gdyby do szczęścia, furt brakuje mu spektakularnej godności w krajowym sporcie. Starał się o prezesurę w Polskim Związku Piłki Nożnej (2008), ale w obliczu konfrontacji z Latą i Bońkiem, w ostatniej chwili zrezygnował z kandydowania. Kręcił się wokół wrocławskiego środowiska żużlowego, od kilku lat zadaje szyku w Polskim Komitecie Olimpijskim, zezując ku najważniejszym stołkom. Od bodaj dwóch lat piastuje rolę wiceprezesa PZPS, wyręczając ponoć prezesa Jacka Kasprzyka w koordynowaniu zagadnień międzynarodowych. Jak wiadomo, wiceprezesura to dobra pozycja do odbicia się w górę każdej hierarchii.


Stawiając go roli faworyta poniedziałkowej elekcji, wiedziałem, że mimo rozlicznych, wymienionych powyżej atutów, ma negatywne notowania środowiskowe, zwłaszcza wśród kibiców siatkówki. Pamiętają mu zapewne owe 100 tysięcy euro kilometrówek wyjeżdżonych na papierze z Jasła do Brukseli zezłomowanym samochodem, więc gwiżdżą niemożebnie we wszystkich halach, na których się pokazuje. Aby zablokować przejęcie przezeń siatkarskiej centrali, zawiązali nawet celowe stowarzyszenie. I ono najprawdopodobniej przesądziło, bo inaczej miał spore wyborcze szanse.


W jednym z tekstów, analizujących sytuację tuż przed zjazdem uznałem, że Czarnecki bynajmniej nie ma przegwizdane… Kryło się za tą tezą przekonanie o ekonomicznych aspektach wyborów, czyli uznanie sprawczości Rycha w dziedzinie naganiania kasy do związku i klubów ligowych. Środowisko wszak wie, że bez tych pieniędzy ze spółek skarbu państwa nie ma szans na prowadzenie wyczynu sportowego na ligowym i reprezentacyjnym poziomie. I tu, należy oddać sprawiedliwość postponowanemu okrutnie przez kibolstwo. Kiedy w 2015 roku PiS przejął stery nawy państwowej, w zarządzie PZPS rolę wiceprezesa sprawował poseł Platformy Obywatelskiej Andrzej Roman. W momencie wygranej Prawa i Sprawiedliwości natychmiast ustały jego wpływy na przypływ pieniędzy do dyscypliny. Należało się rozejrzeć za jedynie słuszną opcja kadrową, więc dokooptowano do władz Czarneckiego. Jak za pociągnięciem czarodziejskiego sznurka strumień środków ponownie popłynął do siatkówki. Narodowym reprezentacjom kobiet i mężczyzn przestały grozić suchoty materialne, w klubach zwolniono zaciśnięte pasy: sponsorska gotówka z Tauronu, PGE, Lotosu, Grupy Azotów, Enei robiła swoje!


Czytam, że „polska siatkówka sprzedała się polityce” i reaguję na takie stwierdzenie mieszanymi uczuciami. Przecież niespodziewane, ogłoszone tuż przed otwarciem zjazdu, wycofanie się Czarneckiego ze stawki kandydatów, postawiło przed delegatami perspektywę zakręcenia kurka z dotacjami. Nikt jednak nie kiwnął palcem, aby go skłonić do reasumpcji deklaracji, bodaj namówić do przyjęcia bodaj funkcji członka zarządu… On sam oznajmił, że rezygnacja to działanie dla dobra siatkówki. Zatem siatkówka nie podpisała kolejnego skryptu dłużnego, ani aktu sprzedaży swej moralności. Czas pokaże, czy utrącenie Czarneckiego i tym samym zademonstrowanie niezależności od państwowej kasy, wyjdzie jej na zdrowie. Myślę, że wątpię… 

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty