Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC: Wielu polskich kibiców łapie się za głowę w geście niezrozumienia powodów tak ponuro rozwiniętej sytuacji dla reprezentacji siatkarzy
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (521)

Czy premier doczeka medalu?

Będzie miał okrutnie pod górkę trener naszych siatkarzy Vital Heynen, chcąc spełnić obietnicę daną premierowi Mateuszowi Morawieckiemu… W ramach dziękczynienia za posłanie rządowego samolotu do Amsterdamu, który wybawił naszych kadrowiczów z konieczności koczowania na lotnisku w przeddzień meczu ze Słoweńcami w Lublanie, Belg obiecał oddać Morawieckiemu swój medal mistrzostw Europy. Z jego zdobyciem pojawiły się, niestety, poważne wątpliwości. Złożona z solidnych, siatkarskich rzemieślników reprezentacja Słowenii, po wyrównanym meczu, odprawiła naszych z kwitkiem i co - gorsza - skazała na grę o trzecie miejsce w Paryżu, gdzie oczekują nie mniej ciężko rozczarowani Francuzi, pogonieni przez Serbów. Gorszego scenariusza dla Polski los nie mógł napisać…


Wielu polskich kibiców łapie się za głowę w geście niezrozumienia powodów tak ponuro rozwiniętej sytuacji. Nie dla wszystkich wszakże jest ona nieprzenikniona i dramatycznie zaskakująca. Najbardziej zaszkodził kosmiczny balonik optymizmu, unoszący się nad wszystkimi prognozami polskich mediów. Nastrój autostrady zbudowanej dla Polaków, aby dojechali bezkolizyjnie do mety mistrzostw udzielił się pod wpływem serii zwycięskich występów naszej reprezentacji. Piszący te słowa również padł ofiarą mniemania o naszej bezdyskusyjnej dominacji na kontynencie. Wynikało ono z dosyć prostej, żeby nie napisać: prostackiej, kalkulacji…


Piastując tytuł mistrzowski w skali globalnej, a dodatkowo wzmacniając siłę ataku w osobie Wilfredo Leona, trudno nie celować w zdobycie prymatu w Europie! Tymczasem na parkiecie w stolicy Słowenii gospodarze znakomicie rozczytali najsłabszy punkt naszej drużyny, jakim okazał się w przyjęciu właśnie Leon. Kierowali na niego zabójcze serwisy, z których wynosili podwójną korzyść. Raz, osłabiali morale Kubańczyka z polskim paszportem, dwa, ograniczali jego najsilniejszy atut ofensywny - atak. Kłopoty z odbiorem skutkowały niedoskonałością wystaw, kierowanych namolnie do Leona. Strach przed porażką odebrał racjonalność kierowania zespołem przez Heynena. Wierząc niezachwianie w skuteczność Leona trzymał go na placu gry, choć miał na ławce Szalpuka, wielokrotnie sprawdzonego w ciężkich bojach. Mówiąc o mało optymalnym rotowaniu składem, siłą rzeczy nasuwa się kluczowe pytanie o powód niechęci trenera do sięgania po równorzędnych rezerwowych, których ponoć mamy tak wielu, jak nikt na świecie!? Taż przecież operacja wysłania do Chicago drużyny opartej na drugoplanowych graczach udowodniła, że jesteśmy w stanie wystawić bodaj trzy równorzędne ekipy, którym nikt się na ME nie oprze. Taka, przepraszam bardzo, obowiązywała, nie tylko w mediach narracja. Aż tu nagle w Lublanie pojawiły się opory z wykorzystaniem potencjału Muzaja, Śliwki, Kłosa, Kochanowskiego…


Sam Heynen dostrzegł - eureka! - że bardzo by mu się przydał, jako panaceum kadrowe na Słoweńców, nie kto inny, jeno rozgrywający Łomacz, świadomie chyba zostawiony w kraju! Obniżony w tym kontekście cokół zbudowany dla Heynena, pozwala wejrzeć dokładniej w operatywność naszej federacji siatkarskiej, a właściwie w jej niedostatek. Jak słusznie skomentował Zbigniew Boniek casus nieplanowanego bytowania reprezentacji na holenderskim lotnisku, narodowe dobro do jakiego aspiruje kadra naszych voleyballistów, nie może się obejść w tak ważnej próbie bez niezawodnego czarteru, gwarantującego komfort przemieszczania się po kontynencie. Do tak postawionego zarzutu trudno nie odnieść się potakująco.


Na koniec tych, być może przedwczesnych - nie tylko kalendarzowo - gorzkich żali, może warto pochylić się nad metodyką zagospodarowywania przerw branych przez naszego trenera… Kiedy mecze toczą się po naszej myśli, a tak przecież działo  się od dawna, nawyk Heynena polegający na przyznawaniu prymatu kontaktu z laptopem nad kontaktem z drużyną, nikomu nie przeszkadza, ba, dodaje swoistego szpanu i magii nowoczesności. W Lublanie jednak widok Heynena szukającego w komputerze podpowiedzi, trochę obrażał zdrowy rozsądek! Może lepiej było najpierw spojrzeć w oczy Leona, pełne zdumienia i zaskoczenia, na roztrzęsione dłonie Bieńka i zafrasowaną minę kapitana drużyny - Kubiaka, aniżeli ślepić w ekran pełen statystyk...?

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty