Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC zastanawia się dlaczego najlepszy siatkarz świata nie zagrał w Asseco Resovii
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (494)

Leon a sprawa rzeszowsko-polska…

Trochę ten fakt zahacza o słynne, historyczne porzekadło o polityce dynastycznej Habsburgów: ”niech inni prowadzą wojny, a ty szczęśliwa Austrio żeń się!”… Nasi kibice siatkówki nie mogą się doczekać debiutu w naszej kadrze najlepszego, bez wątpienia, siatkarza świata - Kubańczyka, już z polskim obywatelstwem - Wilfredo Leona. Przynależący do kategorii sportowych bieżeńców z komunistycznej Kuby, najliczniej reprezentowanych przez bokserów i siatkarzy, znalazł dla siebie drugą połowę w Rzeszowie. Tym samym wybrał Polskę na drugą ojczyznę, o ile, rzecz jasna, profesjonalny sportowiec, raz grający w klubie rosyjskim, raz włoskim, pojęcie ojczyzny traktuje tak samo, jak my…


Niestety, rzeszowski ośrodek siatkarski z tytułu tego mariażu premii nie otrzymał, a szkoda. Ożenek jako pretekst zmiany narodowych barw bronionych przez sportowca nie jest specjalnym precedensem, także w historii polskiego sportu. Piłka nożna miała zaraz po wojnie pożytek z zawodnika węgierskiego Rudolfa Patkolo (Rozso). Na robotach w Niemczech poznał Polkę i ożeniwszy się z nią w 1947 roku, wybrał nasz kraj za miejsce osiedlenia i założenia rodziny. Już jako dwukrotny reprezentant Węgier zaczął grać w ligowych drużynach ŁKS, potem Wisły. Trzy razy zagrał w reprezentacji Polski, osiadł na stałe w Stalowej Woli, zajmując się trenerką.


Za wyborem Leona stała też w pewnym sensie mocna pozycja polskiej siatkówki w światowej hierarchii, co jednak nie przełożyło się na podpisanie kontraktu z polskim klubem z Asseco Resovią w roli głównej. Chociaż, jak ostatnio słychać w wypowiedzi przedstawiciela menadżerskiego klanu Grzybów, owszem, była szansa na przekonanie Leona do przefarbowania się na resoviaka. Niestety, ówczesny trener prowadzący Resovię - Andrzej Kowal, nie wykazał się cierpliwością związaną z koniecznością inwestowania w gracza czekającego na naturalizację i zgodę federacji kubańskiej, co wymagało sporego czasu. Rosyjski szkoleniowiec Władymir Alekno, zapewne dysponujący poważniejszymi argumentami dolarowymi i większą cierpliwością, a w końcu zapewne także merytoryczną wiedzą o wyczynie, skaperował zawieszonego Wilfredo do Kazania i wyszedł na tym znakomicie. Jego Zenit zdobył w globalnej rywalizacji klubowej wszystko, co było do zdobycia, do czego w znacznym stopniu przyczynił się Kubańczyk, dziś już broniący barw włoskiej Perugii. Wypada sądzić, że akces Leona do ekipy rzeszowskiej mógł zwieńczyć trwającą od pół wieku budowę wielkiej siatkówki klubowej w mieście nad Wisłokiem.


Już na początku lat siedemdziesiątych absolwent warszawskiej AWF - kuźni kadr trenerskich - Janusz Strzelczyk znalazł w rodzinnym mieście optymalny klimat dla swojego projektu. Widząc „teatr swój ogromnym”, zaraził ideą jego wznoszenia dyrektora naczelnego Rzeszowskiego Zjednoczenia Budownictwa Józefa Walusa, prezesa Resovii Edwarda Słowika i działaczy z pogranicza gospodarki i sportu – Henryka Nykla i Jana Stypułę. Strzelczykowy entuzjazm, plus szybkie decyzje o przyznawaniu mieszkań zawodnikom z puli budowlanych przedsiębiorstw, plus perspektywa wyjazdu na zagraniczny kontrakt z puli Budimexu, po zakończeniu kariery zawodniczej, otworzyły przed Resovią szanse na przebieranie w ofertach zawodniczych, niczym w ulęgałkach. Rozstrzygającym było ściągnięcie do Resovii genialnego rozgrywającego Stanisława Gościniaka. Wyrwany z wrocławskiej Gwardii, z niemałym trudem, stał się konstrukcją osobową, wokół której powstawał zespół na miarę wielkich ambicji Strzelczyka. Ta dwójka sformatowała i udoskonaliła technicznie japoński wynalazek kombinacji w ataku nazywanej „podwójną krótką”. Do nich szybko doszlusowali do Gościniaka reprezentanci kraju - Jasiukiewicz, Karbarz, Bebel, Radomski, Stefański, Świderek, a Such i Iwanicki byli przecież na miejscu… Szybko przyszły tytuły mistrzowskie, w pierwszej szóstce brakowało miejsca dla kadrowiczów. Powstał projekt hali Podpromie na 5 tysięcy widzów, to nic, że zrealizowany dopiero trzydzieści lat później, niewiele brakowało, aby Resovia wywalczyła klubowy Pucharu Europy 1975.


Trzeba było jednak upływu lat, zmiany ustrojowej i pokoleniowych, aby zrealizować testament Strzelczyka. Gwarancje dawał nowy inwestor (po starym zjednoczeniu budownictwa nie został ślad) w osobie firmy informatycznej Adama Górala - Asseco. Pod nowym patronem Resovię stać było na wielkie transfery zawodników, których niemała gromada przewinęła się przez ręce także trenera Kowala. Jego zaniechanie lub niecierpliwość zaważyły, po mojemu, że z Leonem w składzie Asseco Resovia mogła przełamać hegemonię klubów rosyjskich, włoskich czy brazylijskich na przestworzu światowego volleyballu klubowego.

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty