Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC: A wydawało się, że hydrze ucięto głowy na tyle skutecznie, iż będzie jej trudno się reanimować...
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (490)

Korupcyjny poplon wadowickiej piłki…

Wszędobylski medialnie trener Andrzej Strejlau zabawił się ostatnio w delficką Pythię, obwieszczając gromko spore możliwości odrodzenia się korupcji w polskim futbolu. Podpisałem się pod jego tezą z tej racji, że Andrzeja uważam za człowieka najbardziej zasłużonego w bataliach o zdemaskowanie i rozwalenie tej patologicznej hydry żerującej na najbardziej masowej dyscyplinie sportu. Z jego krytycyzmu w tej kwestii korzystałem często jako redagujący dziennik Tempo - już w latach osiemdziesiątych bijące na alarm sygnaturką wskazującą obszary zła.


Jeszcze wtedy nie mieliśmy do czynienia z eksplozją setek kapelczaków i zarębskich, którzy na wejściu w epokę dzikiego kapitalizmu chcieli pomnożyć swoje lewe kapitały na drodze „uzdrawiania i unowocześniania” ligowej piłki. Jeszcze wtedy nie pojawiły się masowe bakterie zarazy korupcyjnej w środowisku sędziowskim, które w następnych dwóch dekadach pozwoliły wyhodować plutony zdeprawowanych amatorów łatwego zarobku. Wtedy jednak w PZPN ktoś zrozumiał, że zaraza Grenadzie powoli się rozplenia i wymyślił antidotum w postaci „brygad tygrysa”. Składały się z dwu, trzyosobowych patroli działaczy, nadzorujących przebieg meczów ekstraklasy. Z definicji miały być anonimowe, ale z tej szczytnej metody wyszły nici, bo panowie kontrolerzy w tygrysim przebraniu nie byli w stanie zdobyć się na porzucenie VIP-owskich lóż. Ta wielce oryginalna inicjatywa szybko wyczerpała swe założone cele, gdyż okazała się de facto dodatkową przykrywką do szemranej postawy skorumpowanych arbitrów. Już wtedy Strejlau pomagał redakcji w diagnozowaniu zjawiska…


Dwadzieścia lat później, kiedy w PZPN rozpaczliwie szukano środka do walki z rozpanoszoną i demaskowaną w skali budzącej grozę korupcją na wysokich półkach futbolowej hierarchii klubowej, z Andrzejem Strejlauem przyszło nam stanąć na czele centralnej komisji weryfikacyjnej arbitrów. Nazwany przeglądem kadr proceder weryfikacyjny miał być samoobronnym sitem, na którym mieli się zatrzymać winowajcy z sumieniem na elementarnym poziomie. Nikt nigdy nie podziękował nam za wykonaną pracę, nikt też nie podsumował profilaktycznej operacji oczyszczającej szeregi polskich arbitrów… Tymczasem, patrząc z perspektywy liczebników, weryfikacja w 16 regionalnych związkach pozwoliła samoczynnie uwolnić się od około 400 uwikłanych w proceder dżentelmenów. Od podokręgowych, przez okręgowe, aż do wojewódzkich związków kilkuosobowe grona nie zgłaszających się na rozmowę weryfikacyjną zsumowały się na wcale pokaźny odsiew środowiskowych plew! Wkrótce okazało się, że zdolność i aktywność korupcyjną wrocławscy prokuratorzy ujawnili jeszcze u 600 przedstawicieli naszego półświatka futbolowego. Wydawało się: hydrze ucięto głowy na tyle skutecznie, że będzie jej trudno się reanimować. Gówno prawda!


Przeczucie, a raczej przenikliwość Strejlaua błyskawicznie się zmaterializowała i to w regionie, którego plaga korupcyjna lat 2005-2010 dotknęła w sposób oględny. Oto w piłkarskim podokręgu Wadowice, dokładniej - w Kalwarii Zebrzydowskiej, przetrwało ognisko zła, dające zajęcie prokuratorom. Rygory śledztwa nie pozwalają na ujawnienie personaliów kilku (?) arbitrów, zapewne szczebla A-klasowego, których podejrzewa się o to, że dali się skorumpować łapówkami lub obietnicami łapówek, w zamian za ustawienie wyników spotkań lokalnych rozgrywek…


Nikt z odpowiedzialnych działaczy podokręgu nie ma wiedzy o liście podejrzanych arbitrów, a wśród działaczy spoza tajemnicy śledztwa przenika jeno postać klubowego funkcjonariusza z Brodów… Personalia w tym przypadku nie są najważniejsze, istota problemu polega na recydywie i odpłynięciu w niepamięć wydarzeń sprzed niespełna dekady! Całe to szemrane towarzystwo znowu nabrało przekonania, że akurat im uda się ujść sprawiedliwości i dalej będą mogli kręcić lody… Założyli, jak się okazuje, niesłusznie, że oko organów stojących na straży prawa nie sięga do piłkarskich zahumenii lig powiatowo-buraczanych. Uwierzyli, że impet rozprawy z korupcją bezpowrotnie przeszedł i systematycznie wyhamowuje. Nawiasem mówiąc, najcelniejszą pointą podsumowującą dzisiejszy temat jest wlokąca się trzeci rok sprawa meczu tarnowskiej okręgówki Strażak Mokrzyska - Olimpia Bucze. Spotkanie zakończone wygraną Strażaka, przesądzającą o spadku Olimpii do klasy A, przekręcono już po końcowym gwizdku. Panowie sędziowie z Brzeska - Seweryn Kozub (główny) i Mariusz Stolarz (asystent) sfałszowali protokół, wprowadzając do dokumentu zapis o grze nieuprawnionego zawodnika zwycięskiej drużyny.  Dało to organowi weryfikującemu mecz podstawę do odebrania punktów Strażakowi i uratowanie bytu Olimpii. Sprawa się rypła, ale jej ostateczne rozstrzygnięcie biegnie przez związkowe instancje tak opieszale, że sprawcy przekrętu z każdym dniem nabierają pewności o swej krystalicznej niewinności. Odpowiedzialny za kwintesencję przekrętu sędzia główny, sygnujący swym podpisem rzetelność danych w protokole, zasypuje instancje piłkarskie i samorządowe suplikami i skargami. Trwają drobiazgowe wyjaśnienia, biurokratyczne formalności zamazują ponurość obrazu, a czas biegnie nieubłaganie. Środowiskowe poczucie winy i kary staje na głowie, sygnatariusz sfałszowanego dokumentu miał czelność ubiegać się o godność radnego, porusza niebo i ziemię, aby, jak gdyby nigdy nic, wrócić do sędziowania. Hyr biegnie po regionie, że nieuchronność kary w małopolskim buszu nie taka znów oczywista. Nie dziwota, że dotarła w wadowicko-kalwaryjskie ostępy…

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty