Facebook
kontakt
logo
Strona główna > STREFA BLOGU
RYSZARD NIEMIEC wspomina koszykarza wielkiej Wisły, tej z czasów kiedy polski basket brylował medalami
autor
Ryszard Niemiec (ur. 1939), dziennikarz, reporter, felietonista, działacz sportowy. Koszykarz m. in. Cracovii, Sparty Nowa Huta, Resovii. Były redaktor naczelny "Dziennika Polskiego", "Tempa", "Gazety Krakowskiej". Laureat Złotego Pióra (1979, 1985). Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Od 1993 prezes Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wcześniejsze wpisy:

LEKCJA GIMNASTYKI (458)

Żegnając Czesława Malca

Umarł Czesław Malec - koszykarz wielkiej Wisły, tej z czasów kiedy polski basket brylował medalami zdobywanymi co dwa lata na mistrzostwach Europy, obecnością na punktowanych miejscach na olimpiadach w Rzymie, Tokio i Meksyku. Doszlusował do grona kolegów, co odchodzili rok po roku, zostawiając za sobą rosnącą w moc legendę Wawelskich Smoków. Stefan Wójcik, Tadeusz Pacuła, Wincenty Wawro, u boku których stawiał pierwsze kroki na ligowych parkietach, odeszli najwcześniej. Potem Tosiek Paszkowicz, Bohdan Likszo, Wacek Paleta, całkiem niedawno Krystian Czernichowski, Jan Murzynowski, Jerzy Bętkowski…


Czesiek wraz z Ryszardem Niewodowskim i Wiesławem Langiewiczem to byli ostatni żyjący Mohikanie tamtej drużyny, która stanowiła fundament kadrowy narodowej reprezentacji seniorów i młodzieżówki. Nauczył się koszykówki w Brzegu, dokąd jego rodzina trafiła, jak miliony Polaków z Kresów, w ramach powojennej wędrówki na Ziemie Odzyskane. Jako junior sprowadzony w 1959 roku do Krakowa, dzięki tytanicznej pracowitości szybko awansował do składu zespołu ekstraklasy. Zakwaterowany przy Reymonta, potrafił wykorzystać każdą okazję, kiedy hala, a nawet boczny kosz, były wolne, by ćwiczyć technikę rzutu z półdystansu. Waleczność w walce podkoszowej miał wrodzoną, co czyniło z Niego czołowego silnego skrzydłowego, stawiającego wysokie wymagania kryjącym Go defensorom.


W barwach Wawelskich Smoków zaliczył trzy mistrzostwa Polski, pięciokrotnie odbierał srebrne medale krajowego czempionatu. Dane Mu było reprezentować Polskę na moskiewskich i helsińskich finałach mistrzostw Europy, skąd przywiózł brązowe medale, dostąpił zaszczytu startu na igrzyskach olimpijskich w Meksyku i na światowym czempionacie w Urugwaju. W sumie bronił barw narodowych w 125 meczach, słynąc z niezwykłej ambicji, bojowości i rzutu z półdystansu. Dobrze zasłużył się narodowym i klubowym barwom, co znalazło swe odbicie przyznaniem tytułów Mistrza Sportu i Zasłużonego Mistrza Sportu.


Po skończeniu kariery reprezentacyjnej wyjechał do Francji, śladem wielu naszych wybitnych zawodników - Nartowskiego, Wichowskiego, Piskuna, wreszcie kolegi z klubu i kadry - Wiesława Langiewicza. Ładnych parę sezonów występował jeszcze w barwach Valenciennes, gdzie także rozpoczął pracę zawodową jako kierowca. Nie miał łatwego życia prywatnego. Opowiadał mi o trapiących Go problemach podczas naszego nocnego spotkania w poczekalni starej Warszawy Centralnej. Czekał na pociąg do Paryża, odprowadzany przez żonę, z którą się rozstawał… Jednak najcięższe z doświadczeń dopiero było przed Nim. W dramatycznych okolicznościach stracił syna Łukasza, w którym słusznie dostrzegał kontynuatora swej sportowej drogi. Miał on wszelkie predyspozycje do pójścia w ślady ojca, którego przewyższył talentem i artystyczną nieomal wrażliwością. Już w wieku juniora dołączył do ligowej Wisły. Łukasz, jak wszyscy wiślacy - następcy sławnych ojców, cieszył się wielką estymą wśród kibiców, zdobywając szerokie grono przyjaciół, stawał się ozdobą wielu kręgów towarzyskich. Jego przedwczesne odejście poprzedzone licznymi egzystencjalnymi problemami musiało odbić się na ojcowskiej osobowości. Nasze ostatnie spotkanie przed dwoma laty, na piłkarskim meczu wiślaków, a potem w cztery oczy w redakcji, było owiane nostalgią wspomnień minionej, arkadyjskiej młodości i goryczą przeżytych dojrzale wyroków losu, orzekanych na ślepo i niesprawiedliwie.


Dziś, kiedy wiemy, że przeżywszy 77 lat, spocznie jednak na francuskiej, obcej przecież ziemi, tamte rozmowy nabierają dodatkowych, smutnych kontekstów. Żegnając Go tym wspomnieniem, wyrażam głębokie przekonanie o wielkiej stracie poniesionej przez środowisko polskiej i krakowskiej koszykówki, a przede wszystkim społeczność klubowej rodziny wiślackiej,  z którą Czesław całe życie czuł się związany, stale za nią tęskniąc na francuskim bruku! Spoczywaj w pokoju, drogi Kolego!


Ryszard Niemiec

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty