Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > 2009/2010 > Podkarpacie > Seniorzy > III liga (Rzeszów-Lublin)
Grzegorz Cyboroń liczy, że jeszcze słońce dla Wisłoki zaświeci2009-11-27 11:05:00

Niewiele brakowało, a latem Wisłoka Dębica nie przystąpiłaby do ligowych rozgrywek. Udało się wystartować, ale wyniki nie rozpieszczały kibiców. - Zespół oparty jest praktycznie na samych wychowankach i potrzebuje czasu. W lecie miałem jednak tylko tydzień, a to zdecydowanie za mało - mówi w rozmowie z portalem sportowetempo.pl trener dębiczan Grzegorz Cyboroń.


Rozmowa z Grzegorzem Cyboroniem, trenerem Wisłoki Dębica

- Od jakiegoś już czasu Wisłoka znajduje się na równi pochyłej. Tak źle jak latem chyba jednak jeszcze nigdy nie było?
- W Wisłoce pracuję już od 10 lat. Bywały lepsze i gorsze czasy, większe i mniejsze zaległości w stosunku do trenerów i zawodników, ale tak jak jest teraz, to jeszcze nigdy nie było. Bardzo trudno wskazać winnego. Ja nie chcę się mieszać w politykę, bo w klubie jestem od tego by prowadzić zespół  i odpowiadam za sportową formę drużyny. Tabela pokazuje, że nie jest ona najlepsza, a dzieje się tak z różnych przyczyn. Nie chcę jednak narzekać i marudzić. Dlatego nie rozwinę tematu.

- W takich warunkach ciężko skupić się tylko na pracy?
- Bardzo ciężko wychodząc na trening skupić się tylko i wyłącznie na zajęciach. Dużo czasu poświęciłem na rozmowy z piłkarzami, na motywowaniu ich do pracy. Proszę wierzyć, że było i jest ciężko, ale jako młody trener trafiłem na fantastycznych chłopaków, z którymi żyliśmy nadzieją, że będzie lepiej. Że naszą postawą na boisku damy sygnał ludziom do pracy dla tego klubu. Niestety nie licząc kilku osób piłka nożna w Dębicy na trzecioligowym poziomie jest obojętna. Graliśmy naprawdę bardzo ambitnie. Kiedy wychodziliśmy na mecz nie było kalkulacji, każdy chciał tego samego - zwycięstwa. Wyszło jak wyszło, zabrakło nam piłkarskiego szczęścia, bo naprawdę od przeciwników nie odstawaliśmy niczym.

- Dla Wisłoki była to bardzo trudna jesień. Z drużyny odeszło kilku podstawowych zawodników, co odbiło się na wynikach...
- Dokładnie tak. Straciliśmy czołowych piłkarzy, na których od kilku dobrych lat ten zespół był oparty. Obudziłem się w nowej rzeczywistości, bo zastąpić tak z dnia na dzień Mirka Kalitę, czy Darka Kantora jest bardzo ciężko. W ciągu ostatniego roku straciliśmy razem dziesięciu podstawowych zawodników. Miałem nadzieję, że damy radę i powtarzałem to codziennie zawodnikom, by nie tracili wiary. Zespół jest i był oceniany jednak przez pryzmat wyników. Nam wybitnie nie szło, ale gra wcale zła nie była. Brakowało przysłowiowej kropki nad "i". Ta drużyna jest w fazie budowy, potrzebuje sporo czasu, a ja miałem na to tylko tydzień.

- W rundzie jesiennej mieliście przede wszystkim ogromne problemy ze zdobywaniem bramek...
- Jak już wcześniej mówiłem odszedł od nas do Resovii nasz najlepszy wychowanek Darek Kantor, który był królem strzelców w poprzednim sezonie. Graliśmy cały czas na niego dlatego teraz jest tak bardzo ciężko przestawić się na grę bez Darka, do którego czuję ogromny sentyment. Próbowaliśmy różnych wariantów, ale bez efektów. 7 zdobytych bramek to wynik żenująco słaby.

- Ściągnięcie bramkostrzelnego napastnika wydaje się więc koniecznością. Są na to szanse?
- Odpowiem tak jak mój kolega Piotr Kot ze Stali Sanok. Pracuję z takim materiałem, jaki posiadam. Ciężko jest sprowadzić napastnika bez zabezpieczenia finansowego dla niego. Czasy dobrobytu w Wisłoce jak na razie minęły i nic nie wskazuje na to, że powrócą.

- Pewnie nie raz pomyślał Pan sobie na zasadzie "po co mi to"?

- Nigdy tak nie myślałem. Jestem bardzo ambitnym człowiekiem, liczyłem nawet, że jakoś z tych problemów wyjdziemy. Jestem mocno związany z tym środowiskiem, uczę w szkole, w której większość uczniów jest sympatykami Wisłoki. Nie uwierzy Pan jak ciężko jest wejść do szkoły po przegranym meczu. Mimo wszystko mobilizuje mnie to do lepszej pracy. Wielu trenerów dzwoniło do klubu jak nam nie szło, że to oni lepiej poprowadzą ten zespół. Pozdrawiam ich serdecznie, ale ja do dymisji się nie podam (śmiech).

 

- Pod koniec rundy cierpliwość się opłaciła, bo wygraliście dwa kolejne mecze. Bez tego ciężko byłoby liczyć wiosną na utrzymanie...

- Planem minimum dla nas było 15 punktów. Zabrakło więc dwóch, ale wszyscy liczymy, że w klubie się poprawi i jeszcze słoneczko dla nas zaświeci. Jestem pewny, że ten zespół jest się w stanie utrzymać. Jak Prezesi zapewnią nam byt to nie spadniemy.

- Niejako był Pan zmuszony do szerokiego postawienia na wychowanków, czyli chłopaków, z którymi pracował Pan w juniorach...
- To jest marzenie każdego trenera wprowadzać swoich zawodników do gry. Ja też taki jestem, że zawsze stawiam na swoich. Szkoda straconych roczników 1988 i 1989 mozolnie budowanych przez oddanych ludzi, jak trener Tadeusz Stolarski. Obecnie grają gdzieś na wioskach i nie ma szans na to, by wrócili do profesjonalnej piłki. Obecny zespół to oprócz Bartka Dydy i Mateusza Rzucidły sami wychowankowie naszego klubu, co jest ewenementem na skalę całej Polski i do póki będę trenerem, będę stawiał na naszych ludzi. Nie po to w klubie pracuje 9 trenerów z młodzieżą, aby niweczyć ich pracę. To są świetni ludzie,którzy od długiego czasu pracują za darmo, tylko dla idei.


- Skautem Lecha Poznań na Podkarpacie jest Mirosław Kalita. Zanosi się na to, że "zabierze" Panu z drużyny jakiegoś zawodnika?

- Ze mną na pewno tego nie konsultuje, bo od czasu kiedy Mirek odszedł z klubu nie mam z nim kontaktu. Szkoda, że tak to wszystko wyszło, że nie wypromował nikogo, kiedy był trenerem Wisłoki.

- Możecie jednak stracić Mateusza Kantora, który testowany był przez Ruch Chorzów...
- Mateusz ma olbrzymi talent, ale w takim wieku ciężko prognozować rozwój zawodnika. Świetnie wypada w reprezentacji Polski U-18 i na pewno na siłę nikt nie będzie go zatrzymywał w klubie, tak jak było w przypadku jego brata Darka. Interesują się nim Ruch Chorzów, Lech Poznań, czy Polonia Bytom i to do Mateusza będzie należeć ostatnie zdanie. Życzę mu jak najlepiej, ale jeśli zostanie, to specjalnych praw mieć nie będzie. W zespole jestem bardzo surowy i wymagający dla niego.

- Pana nazwisko jest natomiast łączone z Karpatami Krosno...

- To przypadek. Mój przyjaciel Tomek Wacek jest na pewno bliżej Karpat niż ja. Póki co mam w Wisłoce misję do wypełnienia, ale nie ukrywam, że mam ambicję pracować wyżej niż trzecia liga.

- Co jesienią Pana najbardziej zaskoczyło pozytywnie, a co było największym rozczarowaniem w III lidze?

- Rozczarowanie to miejsce Wisłoki na półmetku rozgrywek. A co mnie zaskoczyło pozytywnie? Ilość skautów ligowych klubów oglądających mecze Wisłoki. Już nawet żartowałem, że chyba trenera oglądają (śmiech).

- Jest nadzieja na lepszą przyszłość dla Wisłoki?
- Proszę o to pytać Prezesa klubu. Ja ze swojej strony zrobię wszystko, żeby ta przyszłość była lepsza, ale jak doskonale wiadomo finanse w trzecioligowym zespole to połowa sukcesu.


cyboron grzegorz.jpg


WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty