Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Piłka nożna > Archiwum > 2009/2010 > Podkarpacie > Seniorzy > III liga (Rzeszów-Lublin)
Piotr Kot, trener Stali Sanok: Rysiu nam pomagał2009-11-25 12:31:00

Stal Sanok w ostatnim czasie targana była wieloma emocjami. Zaczęło się od radości z awansu, by szybko zostać sprowadzonym na ziemię. Ze względu na słabsze wyniki trenera Janusza Sieradzkiego zastąpił Ryszard Pytlowany. Po meczu w Kraśniku wyniki zeszły na dalszy plan. Trener Pytlowany źle się poczuł i zmarł...Jego miejsce awaryjnie zajął Piotr Kot, który kontynuował dzieło swojego poprzednika. Stal do końca rundy nie przegrała już meczu.


Rozmowa z Piotrem Kotem, trenerem piłkarzy Stali Sanok

- Szóste miejsce na półmetku rozgrywek i 23 punkty to na pewno sukces Stali Sanok. Było to apogeum możliwości Pana zespołu?
- Ja z drużyną miałem do czynienia tylko w ostatnich sześciu meczach i ciężko mi oceniać całą rundę. Nawet nie widziałem wszystkich meczów Stali na własnym boisku, bo nakładały się ze spotkaniami moich juniorów. Nie ulega jednak wątpliwości, że ten wynik jest bardzo dobry. Tym bardziej, że początek nie był zbyt udany. Patrząc na to, że jesteśmy beniaminkiem, to jest się z czego cieszyć. Starałem się dać szansę sporej liczbie naszych wychowanków i ta mieszanka rutyny z młodością dała fajny efekt. Ważne, że młodzi udowodnili, iż warto na nich stawiać. Na pewno stać ten zespół na dobrą grę, a jak młodzież z pomocą ogranych piłkarzy okrzepnie to powinno być jeszcze lepiej.

- Obejmował Pan zespół w bardzo trudnym momencie, ale nie załamało to Was...
- Zgadza się. Po śmierci trenera Pytlowanego ciężko było się pozbierać i skoncentrować na zajęciach, czy analizie gry rywali. Jakoś jednak nam się udało, a do tego pewnie Rysiu z góry nam trochę pomagał.

- Trochę zawodziliście jednak na własnym boisku. Z czego się to brało?
- Ciężko nam się grało przed własnymi kibicami, bo część z nich jest bardzo wymagająca, a o piłce ma niewielkie pojęcie. Nie wiedzą, że czasem trzeba zagrać akcję od tyłu, a nawet przez bramkarza. Oni jak widzieli coś takiego to od razu zaczynały się wypominki. To tacy podpowiadacze, którzy robią więcej złego, niż dobrego. W przypadku gdy jakiemuś zawodnikowi coś nie wyszło zaczynały się docinki, a to na pewno nie pomagało. Oczywiście doświadczeni zawodnicy powinni sobie z tym radzić, ale też tak do końca nie było. Niby na treningach wszystko jest w porządku, a jak przychodził mecz to pojawiało się rozluźnienie i brak koncentracji. Naszym problemem była również nieskuteczność, której apogeum osiągnęliśmy w meczu ze Stalą Mielec.

- Mocne strony Stali Sanok to...
- Na pewno pokazaliśmy, że jesteśmy zespołem bardzo ambitnym i walczymy o korzystny wynik do samego końca. Nie baliśmy się podjąć ryzyka i często wychodziliśmy na tym bardzo dobrze. Mocną stroną jest również druga linia, w której grają dobrzy i doświadczeni piłkarze.

- Wyrośliście na prawdziwych pogromców faworytów. Z drużynami, które Was wyprzedzają przegraliście tylko ze Spartakusem Szarowola, a to było na samym początku sezonu...
- Muszę przyznać, że sam się zastanawiałem skąd się to wzięło. Może fakt, że w tych meczach nikt od nas nie oczekiwał cudów powodował, że grało nam się łatwiej? Trochę pewnie też zostało nam to we krwi po wygranych w Pucharze Polski z Legią, czy Widzewem. Jest jeszcze jedna rzecz. Bolączką ogólnie polskiej piłki jest atak pozycyjny. My w meczach, w których nie byliśmy faworytami mogliśmy grać z kontry, co ułatwiało nam zadanie.

- Poprowadzi Pan Stal również wiosną, czy wraca Pan do pracy z juniorami?
- Początkowo miałem prowadzić zespół w dwóch meczach, później w trzech, aż zostałem do końca rundy. Mam sporo innych zobowiązań i decyzji jeszcze nie podjąłem. Prezes w luźnych rozmowach namawia mnie na pozostanie, ale dzisiaj na 100 procent się nie określę. Myślę, że do połowy grudnia wszystko zostanie wyjaśnione.

- Przyjmijmy jednak, że pozostanie Pan na stanowisku. W takim wypadku, na które pozycje chciałby Pan sprowadzić nowych zawodników?
- Ja jestem tego typu trenerem, że pracuję z ludźmi, których mam do dyspozycji. Myślę, że stan osobowy jaki posiadamy w pełni wystarczy, aby znaleźć się w górnej części tabeli. Oczywiście przydałby się bramkostrzelny napastnik i środkowy obrońca, który pozwoliłby Markowi Węgrzynowi wrócić do pomocy. Tak na prawdę uważam jednak, że po to szkoli się w klubie młodzież, aby to ona grała.

- Piłkarzami Stali Sanok interesują się inne kluby. Nie ma obawy, że ten zespół zostanie rozkupiony?
- Cóż, tak już się w piłce czasem dzieje. Byłaby to przede wszystkim satysfakcja dla ludzi związanych z klubem, że ich zawodnicy poszli grać wyżej. Nie ma co ukrywać, że dla klubu byłby to również poważny zastrzyk finansowy i za te pieniądze moglibyśmy ściągnąć kogoś gotowego do gry, bo wiadomo, że młodzieży trzeba dać czas na wejście do zespołu. Na siłę nie można zatrzymywać piłkarzy, bo nie ma ludzi niezastąpionych. Powinniśmy być klubem, który wychowuje młodzież i popycha ją w świat. Takie odejście piłkarza do wyższej ligi może też podziałać mobilizująco na pozostałych zawodników. Inną sprawą jest, że od kilku lat nasi zawodnicy są na listach życzeń innych klubów, ale jakoś nie odchodzą. Ja jestem spokojny.

- Co jesienią Pana najbardziej zaskoczyło pozytywnie, a co było największym rozczarowaniem w III lidze?
- Zaskoczyła mnie wysoka pozycja Siarki Tarnobrzeg. Zawiódł mnie natomiast poziom ligi. Uważam, że wcześniej w III lidze grało się trudniej.


kot piotr.jpg


WIADOMOŚCI

2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty