Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Główna środek > Ekstraklasa
RYSZARD NIEMIEC o rykoszetowym charakterze niektórych przejawów aktywności telewizyjnej prezesa Cracovii...2017-03-11 15:58:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (387)

Wywiady niekontrolowane


Jest pewien gatunek dziennikarzy, którzy wywiązują się z obowiązku uatrakcyjnienia swojej twórczości kosztem zakpienia z jej bohaterów. Wykorzystują zwykle ludzką próżność, której elementem bywa, na przykład, tak zwane parcie na szkło, niosące ze sobą rozgłos publiczny. Każdy, kto miał do czynienia z praktyką medialną może wskazać niezliczoną ilość przykładów protagonistów swoich utworów, którzy z powodu braku umiarkowania stali się ofiarą własnej słabości.


Dla mnie niedościgłym wzorem zabrnięcia w pułapkę telewizyjnego amoku jest Zbyszek Lach, niegdyś ligowy piłkarz Wisły, działacz samorządowy i gospodarczy, wreszcie w roli mojego wiecznego zastępcy - filar kierownictwa Małopolskiego Związku Piłki Nożnej. W trakcie 4-letniej kadencji członka zarządu PZPN (w latach 2008-2012) dorobiono mu gębę oszołoma, pyskacza, który na każdy gwizdek facetów z kamerą daje głos w każdej kwestii. Jego słynne „ale się, kurwa, Potok skompromitował”, zdanie wygłoszone na gorąco po ogłoszeniu wyników wyborów prezesa związku, nieustannie powtarzane przy najrozmaitszych okazjach, weszło na trwałe do kanonu telewizyjnej publicystyki futbolowej. Było wynikiem zaplanowanej operacji dyskredytowania delegatów małopolskich, zajmujących w sporze o kształt polskiego futbolu stanowisko odmienne, aniżeli nakazywała warszawska poprawność polityczna. Prezes Lach wiedziony instynktem i rutyną prominentnego samorządowca, który na każdej sesji Rady Miasta Krakowa, na każdym posiedzeniu radzieckiej komisji sportu, którą z wielkim powodzeniem kierował, śpieszył zaspokajać ciekawość krakowskich dziennikarzy, na stołecznym gruncie stracił poczucie proporcji, rezon, a przede wszystkim czujność. Chciał dobrze; wybiegał z posiedzeń zarządu, niekiedy z przyczyny fizjologicznej, a wataha telewizyjnych padlinożerców, powzięła podejrzenie o jego szczególnej predylekcji klejenia się do kamery. Więc mówił Zbyszek często i zajmująco, ale jednego nie przewidział: skutków montażu, w wyniku którego można z frazy świętokradczej zrobić strzelisty akt uwielbienia lub odwrotnie. Najbardziej perfidne zabiegi montażystów i redaktorów  od siedmiu boleści polegały na zohydzaniu i wyszydzeniu treści oficjalnych wystąpień Lacha, wygłaszanych z trybuny zjazdowej. Ponieważ miały one charakter mocno krytyczny, preparowano je tak w ostatecznym rozpowszechnieniu, aby stały się dowodem jeśli nie aberracji myślowej, to folkloru regionalnego, w tym przypadku małopolskiego… Stąd jedynie krok do zakwalifikowania ich na półkę z obciachem…


Obawiam się, że na podobną ścieżkę wkroczył prezes MKS Cracovia SSA - Janusz Filipiak. Jeszcze dobrze nie rozwiały się echa jego pamiętnego bon motu o „produkcji piłkarzy netto” - technologii, do której przyznał sobie copyright, a już niektórzy telewizyjni wytwórcy popychają go na skraj śmieszności. Kiedy namówili go na przyjęcie roli gieroja programu - odmiany reportażyku uczestniczącego, mógł się nie tropnąć o co idzie w przedsięwzięciu. Tymczasem paradowanie z przypiętym do klapy mikrofonem i kamerą towarzyszącą mu w każdym kroku przed facjatą, biło z punktu swą nienaturalnością, de facto skazującą prezesa na wyrok infantylizmu. Błazenadą biło na kilometr, zwłaszcza że z Filipiaka aktor marny i mało wyrazisty. Zwłaszcza scenka autoprezentacji w zetknięciu się z trenerem Lechii Gdańsk otarła się o dziecinadę do kwadratu. Z zamierzonej pokazówki o tym, jak dobry gospodarz - właściciel klubu ma pełne ręce roboty przed meczem swojego klubu w ekstraklasie, wyszła infantylna ustawka, która autorytetu naturszczykowi nie przydała!


Podobne refleksje nachodzą tych, którzy obejrzeli program z Filipiakiem w Canale Plus… Jechać specjalnie do warszawskiego studia po to, by odpowiadać, między innymi, na pytania w konwencji przedszkolaków zwanej „pomidor” i wygłaszać przy okazji pompatyczne, nie zawsze korespondujące z faktami dokonanymi, tezy o wspaniałej organizacji budowania wielkiej Cracovii, dały niezamierzony efekt negliżu. Zapraszający krakowskiego biznesmena dziennikarze wiedzą o jego słabostce i z zimną krwią czerpią z niej punkty podnoszące oglądalność programu. Ponieważ w klubie nie znajdzie się nawet jeden odważny „sprawiedliwy w Sodomie”, który nieśmiało uprzedzi prezesa o rykoszetowym charakterze niektórych przejawów jego aktywności telewizyjnej, biorę to brzemię na siebie. Mając do wyboru udzielanie wywiadów mediom elektronicznym lub tradycyjnym, takim jak prasa drukowana, zalecam prezesowi, dla jego dobra, preferowanie tych drugich…


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty