Facebook
kontakt
logo
Strona główna > Aktualności
RYSZARD NIEMIEC: Środowisko sędziowskie nie do końca przepracowało skutki obniżenia własnej kondycji etycznej...2018-03-24 22:40:00 Ryszard Niemiec

LEKCJA GIMNASTYKI (441)

Nauka poszła w las...?!


Przeszło, okazuje się: nie całkiem minęło! Intensywne odkrywanie rozległego obszaru korupcji w polskim futbolu, do którego w znacznym stopniu przyczyniło się środowisko sędziowskie, mamy w zasadzie za sobą. Leży właśnie przede mną lista dżentelmenów, skazanych wyrokiem sądów powszechnych, za udział w tym nagannym procederze… Wśród nich znajome postaci, arbitrzy międzynarodowi, ligowcy z nadziejami na niewątpliwe awanse. Nawet ci najsurowiej potraktowani, najdalej za kilkanaście miesięcy definitywnie odpokutują swoją winę i - jak należy się domyślać - mają szanse reaktywacji. Może ich powrót z tej banicji wpływałby tonująco na pojawiające się ciągoty do złego? Byliby chodzącym ostrzeżeniem przed skutkami buty i nadmiernej pewności siebie.


Od samego początku pięciolatki (2005-2010) prokuratorskiego festiwalu interesowało mnie, jak środowisko sędziów piłkarskich przetrawi traumę, jak wiele pozytywnych wniosków na przyszłość zdoła wypracować, zwłaszcza ten, stanowiący zaporę immunologiczną przed recydywą. Najbardziej pożądana i oczekiwana byłaby narastająca pokora i poczucie służebnej roli sędziego w życiu futbolowym. Tym bardziej pożądana, im bardziej doświadczaliśmy w przeszłości systematycznej alienacji panów w czerni, wynoszenia się ponad innych uczestników współzawodnictwa piłkarskiego. Nie wyciekły jeszcze ze zbiorowej pamięci owe bezczelne telefony do klubów. Z ledwie skrywanymi żądaniami kompleksu usług nie do odrzucenia, jeśli chciało się mieć gwarancje minimum przychylności tego, czy innego paniska z gwizdkiem - pana i suwerena nie tylko na placu gry.


Wygląda na to, że z centralnego punktu widzenia, sprawy zmierzają w dobrym kierunku i nawet najbardziej nieufni i dociekliwi obserwatorzy ligowej piłki, w żadnym przypadku nie znajdują powodów do podejrzeń o „powtórkę z rozrywki”. Mniej optymizmu niesie za sobą sytuacja na styku piłkarstwa zawodowego z archipelagiem piłki amatorskiej i poniżej jej poziomu. Z błogiego przekonania o definitywnym wygaśnięciu zagrożeń etyczno-moralnych w omawianym tu środowisku, wyrwał nas zeszłoroczny numer, jaki wycięli sędziowie z Brzeska w meczu tarnowskiej okręgówki Strażak Mokrzyska - Olimpia Bucze… Nie przekręcili wyniku w trakcie 90 minut swej posługi fałszywymi decyzjami na boisku, o nie… Sięgnęli - jak im się wydawało - po metodę bezpieczniejszą. Sfałszowali protokół meczowy, wpisując doń fikcyjne, nieregulaminowe zmiany zawodników i w ten sposób tworząc podstawę do weryfikacji rezultatu na korzyść drużyny przegranej, z której działaczami byli w zmowie. Z powodu opieszałości i błędów formalnych ciała jurysdykcyjnego, sędzia główny, prowadzący spotkanie, uniknął kary. Wszyscy „zaangażowani” w kręcenie lodów, działacze, piłkarze i sędziowie zostali ukarani, ale on przypadkowym zrządzeniem losu wyszedł cało. Przyjął tę anomalię jako święte prawo do kontynuowania swej posługi jako arbiter III ligi! Stara się poruszyć niebo i ziemię, pisze do wszystkich świętych w Polskim i Małopolskim związkach piłkarskich, obnosi się z aktem uniewinnienia, nie bacząc na fakt, że jego moralna odpowiedzialność za spreparowanie dokumentu, jakim pozostaje protokół meczowy, nie budzi żadnych wątpliwości. Gorzej, bo brzeskie kolegium sędziowskie, z trudem nabierało poczucia wstydu za to, co wykuglowali koledzy, w tym jego długoletni lider.


W sąsiedniej Bochni z konta sędziowskiego, koleżeńskiego funduszu pośmiertnego zniknęły tysiące złotych. Zbierający składki kolegów skarbnik potraktował je jako dodatek do pensji…  Trzeba było dopiero interwencji policyjnej, aby zdiagnozować występek.


Trzecim casusem potwierdzającym opinię o tym, że środowisko sędziowskie nie do końca przepracowało skutki obniżenia własnej kondycji etycznej, zapoczątkowanego pamiętnym wyciąganiem 100 tysięcy złotych z zapasowej opony sędziego Fijarczyka ze Stalowej Woli, jest wiosenny pęd do masowego urlopowania się arbitrów krakowskich, akurat na czas inauguracji rozgrywek szczebla lokalnego. Nie trzeba być Kolumbem, aby odkryć sprężynę nakręcającą arbitrów ku urlopowaniu się, zapewne po zmęczeniu długą przerwą zimową w rozgrywkach… Jak nie wiadomo, o co chodzi, jest pewne, że chodzi o pieniądze. Panowie dobijają się o wyższe stawki ryczałtów za dojazdy na prowadzone przez siebie mecze, nie bacząc na echa i reakcje klubów, które podwyżki muszą sfinansować. Wśród wielu kuriozalnych argumentów uzasadniających konieczność wprowadzenia podwyżek, znalazły się krakowskie korki komunikacyjne, podnoszące stopień zużycia benzyny w samochodzie! Arbiter podążający na mecz w Bronowicach, a mieszkający w Nowej Hucie, z tej racji powinien otrzymać stosowną rekompensatę. Tymczasem klubowi działacze replikują równie populistycznym kontrargumentem, oświadczając: owszem, zapłacimy wyższe stawki za dojazd, ale nie za trzy samochody trójki sędziowskiej, jeno za jeden, którym faktycznie panowie sędziowie przybywają na mecz. Konfrontacyjne nastroje nie uwzględniają trudnej sytuacji materialnej większości krakowskich klubów, zwłaszcza dzielnicowych, w których każda wydawana złotówka obracana jest na wszystkie strony. Jej ilustracją, dającą do myślenia, wszystkim uczestnikom sporu, niech będzie widok prezesa B-klasowego klubu, który opłacając uprawnienie swojego piłkarza, wysypuje na stół należną kwotę, składającą się wyłącznie z miedzianych monet od 10-ciu do 50-groszowych...! Zachodzi obawa, że może tych parę miedziaków braknąć, jeśli po pierwszym wiosennym meczu dostanie do realizacji sędziowską delegację, opiewającą o 7 złotych więcej za dojazd z Krzeszowic do Zabierzowa, dajmy na to…


Ryszard Niemiec


2009 Sportowetempo.pl © Wszelkie prawa zastrzeżone ^
Web design by Raszty